„W wyniku nadmiernych połowów na świecie aż 120 z około 200 jadalnych gatunków ryb może całkowicie zniknąć z naszych mórz i oceanów – a co za tym idzie i z naszych talerzy już w połowie stulecia – ostrzega WWF. – „Zagrożenie to można wyeliminować, m.in. ograniczając tymczasowo ich spożycie. Każdy z nas może wpłynąć na to, które ryby będą łowione, wybierając w sklepach i restauracjach te gatunki, których liczebność jest stabilna. (...) Ograniczając lub całkowicie rezygnując z zakupu zagrożonych gatunków, dajemy jasny sygnał, że nie akceptujemy ich dalszego połowu”.
Z apelem wiąże się akcja „Wybieraj ryby z zielonym światłem”, która zaowocowała m.in. wydaniem kieszonkowego poradnika pt. „Jaka ryba na obiad?” z gatunkami ryb oznaczonymi kolorami jak w drogowych sygnalizatorach. Ekolodzy, w zależności od stanu populacji danego gatunku ryb, przyznali każdemu z nich czerwone, żółte lub zielone światło (czerwone, czyli „nie jedz” dotyczy gatunku na skraju wymarcia, żółte, czyli „uwaga” – gatunków, których populacja jest przetrzebiona”, i zielone, czyli „smacznego”, dla ryb i owoców morza, których wciąż jest pod dostatkiem). W Polsce WWF wydała 400 tysięcy takich poradników.
– To część większej akcji, związanej z europejską polityką zrównoważonego rybołówstwa – tłumaczy Piotr Prędki z WWF, przypominając m.in. o unijnym programie subwencji dla tych armatorów kutrów, które stoją w portach po to, by inni w tym czasie łowili. – Trzeba przerwać, a właściwie przyhamować to błędne koło, które polega na tym, że im większy jest popyt na daną rybę, tym więcej się jej łowi. Bo przecież nie chodzi o to, żeby rybę na zawsze skreślić z jadłospisu, lecz o to, żeby dać gatunkowi szansę na odbudowę populacji.
[srodtytul]Bo lubimy i już[/srodtytul]
WWF prowadzi imprezy uświadamiające w kurortach. Ekolodzy byli już m.in. w Kątach, Ustce i Łebie.
– Trzeba się uzbroić w cierpliwość i przekonywać do zmiany postawy konsumenckiej – mówi Prędki. – Przeraża mnie, kiedy ludzie wokół zamawiają solę czy karmazyna albo kiedy sprzedawcy czy kelnerzy nie wiedzą, skąd pochodzi serwowana ryba. Ale to się z czasem zmieni. W Szwecji np., gdzie świadomość ekologiczna jest wysoka, masowa odmowa kupowania dorsza sprawiła, że łowi się go znacznie mniej.