Deptak w Zielonej Górze, wczesny wieczór. Pod niewielką sceną gromadzą się ludzie. Trochę emerytów i trochę młodzieży, rodzice z małymi dziećmi. Gdzieś z boku przystaje dziewczyna z podgoloną głową, ubrana w glany i kraciaste spodnie. Wreszcie pojawia się gwiazda wieczoru – niemiecki zespół Polkaholix. Ze sceny płyną dźwięki akordeonu, sekcji dętej, gitary. Mocne punkrockowe rytmy splatają się ze skocznymi ludowymi melodiami. Wyśpiewana po niemiecku piosenka o skradzionej kiszce sąsiaduje z autorską wersją „Das Model”, najbardziej znanego przeboju grupy Kraft-werk. Część dzieci zaczyna tańczyć, widzowie klaszczą.
Za plecami muzyków widać banner z nazwą grupy i hasłem „We Are On a Mission of Polka”. – Ta misja trwa już siedem lat. Chcemy powiedzieć ludziom, że polka to podstawa wszelkiej muzyki – mówi „Rz” Jo Meyer, jeden z muzyków grupy.
[srodtytul]Nasza i wasza[/srodtytul]
Koncert, który się odbył w ubiegły czwartek, stanowił zapowiedź wspólnego projektu Cottbus i Zielonej Góry – festiwalu polki w niemieckiej miejscowości. Jak przekonują organizatorzy, była to pierwsza tego typu impreza w Europie. W jej programie znalazły się m.in. koncerty czeskiej kapeli ludowej Krajanka, niemieckiej orkiestry górniczej z Forst, ale też duetu Anne i Marie i grup Rzepczyno oraz Budzillus, które starają się łączyć polkę z nowszymi gatunkami muzycznymi, jak punk czy ska. Festiwalowi towarzyszyło hasło „Polka żyje”, a jego ikonką stało się zdjęcie kobiety w ludowym stroju pląsającej z ubranym w dżinsy i kaptur punkiem. – O polkę toczy się swego rodzaju walka. Spór dotyczy tego, czy jest ona bardziej czeska czy może polska bądź niemiecka. A nam zależy na tym, by pokazać, że może ona łączyć nie tylko kraje, ale i pokolenia – podkreśla Magdalena Mazik, odpowiedzialna za kontakty z mediami.
Polka jest tradycyjnym tańcem ludowym. Narodziła się w latach 20. XIX wieku.