Czesław Metelski z Warszawy ma 78 lat. Tuż po wojnie stracił obie nogi w wybuchu czołgu pułapki w Pleszewie koło Kalisza. Dzisiaj porusza się dzięki protezom, a w dłuższe trasy jeździ na wózku elektrycznym, który kilkanaście lat temu przysłał mu z Wielkiej Brytanii nieżyjący już brat.
Jednak wózek się psuje, a części zamiennych brak. Pan Czesław ma więc ogromny problem. Tym większy, że kilka lat temu lekarz zabronił mu jeździć samochodem ze względu na pogarszający się wzrok. Na wózku poruszanym ręcznie też jeździć nie może, bo złamana kiedyś ręka jest niesprawna. Poza tym z racji wieku coraz trudniej mu się poruszać. Lekarz uznał więc, że powinien jeździć na wózku elektrycznym. – Na samodzielny zakup mnie nie stać. Taki wózek kosztuje 17 tys. zł – mówi.
Metelski zwrócił się do Narodowego Funduszu Zdrowia, który dofinansowuje sprzęt dla niepełnosprawnych. – Dopłacamy do sprzętu, ale na naszej liście nie ma wózków elektrycznych. Są tylko ręczne – tłumaczy rzecznik NFZ Andrzej Troszyński.
Wózki elektryczne dofinansowuje za to Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON). – Na to już jestem za stary – skarży się pan Metelski.
Jak sprawdziliśmy, nie przesadza. – Od lat prowadzimy program, który umożliwia dofinansowanie kosztów zakupu elektrycznego wózka inwalidzkiego. Jednak o taką pomoc mogą się ubiegać osoby niepełnosprawne w wieku aktywności zawodowej – mówi rzecznik PFRON Tomasz Leleno.