Packham przedstawił także pomysł, jak skłonić obywateli, by zechcieli się podjąć tej misji. Zaproponował, by rodziny małodzietne objąć specjalnymi ulgami podatkowymi. Nie wykluczył też, że ci, którzy nie zdecydowali się na potomstwo, powinni z tytułu bezdzietności zostać zwolnieni z opłat. – Powiedzmy, że parze z jednym dzieckiem przyznalibyśmy 10 proc. bonifikaty, a w jeszcze większym stopniu zachęcilibyśmy tych, którzy w ogóle nie chcieliby zakładać rodziny – stwierdził Packham, znany między innymi z BBC.
Podkreślił, że wszyscy jemy, oddychamy i potrzebujemy przestrzeni: – Jest nas coraz więcej, dóbr zaś, które konsumujemy, pozostaje coraz mniej dla innych ludzi, a także zwierząt.
Wspomniał, że dotarł do napawającej go lękiem informacji, iż do 2020 roku Wielka Brytania będzie liczyć 70 mln mieszkańców. – Spójrzmy prawdzie w oczy, to zbyt wiele. Parze rodzi się dwoje dzieci, potem rodzice rozchodzą się i z następnym partnerem mają kolejną dwójkę potomstwa – skomentował. Wierny forsowanej przez siebie tezie Packham sam nigdy nie został ojcem. Pomaga za to w wychowaniu 16-letniej pasierbicy.
Tokowi rozumowania Packhama kategorycznie sprzeciwia się Paweł Milcarek, redaktor katolickiego kwartalnika „Christianitas". – Początkowo przyjęliśmy zasadę, że jeśli ktoś ma więcej dzieci i je wychowuje, należy mu się pomoc publiczna. Było zrozumiałe, że takie podejście jest korzystne dla rozwoju państwa – mówi „Rz".
Zauważa też, że w latach 90. w Polsce zaczęto traktować liczbę potomstwa jako prywatną sprawę każdego obywatela. Według niego zapanowało przekonanie, że władze nie powinny ingerować w te sprawy, a zatem wszystkie rodziny należałoby objąć takimi samymi podatkami i w równym stopniu obciążać.