Jedź do Afryki, Unia stawia

Wolontariat europejski: ciekawa praca, egzotyczne kraje i pomoc potrzebującym. W taką podróż może wyruszyć każdy

Publikacja: 06.09.2011 18:40

Basia Galewska z Wrocławia niedawno wróciła z Gwatemali, gdzie pomagała niedożywionym dzieciom i ich

Basia Galewska z Wrocławia niedawno wróciła z Gwatemali, gdzie pomagała niedożywionym dzieciom i ich mamom

Foto: archiwum prywatne

– Spędzenie nocy na wulkanie, kąpiel z delfinami i widok gigantycznego żółwia sunącego powoli do morza po złożeniu na plaży jaj – 28-letnia Basia Galewska z Wrocławia bez zastanowienia wymienia trzy najlepsze wspomnienia z rocznego pobytu w Gwatemali, z której niedawno wróciła. Ale jej wolontariat był też nie lada wyzwaniem. Opiekowała się m.in. niedożywionymi niemowlakami i wspierała psychologicznie kobiety z ludu Majów.

Basia jest jedną z 420 osób z Polski, które w ubiegłym roku wyjechały na Wolontariat Europejski (European Voluntary Service – EVS). Za ich przelot i utrzymanie zapłaciła UE.

By wyjechać, trzeba spełniać tylko jeden warunek – mieć od 18 do 30 lat.

Gwatemalska córka

Basia wraz z innymi wolontariuszami mieszkała w turystycznym mieście Antigua, w domu należącym do bardzo licznej gwatemalskiej rodziny. Choć budynek był średniej wielkości, mieszkało w nim aż 25 osób. – Wszyscy traktowali się jak rodzina. Ci ludzie dają od siebie tyle ciepła, że czułam się, jakbym była jedną z ich gwatemalskich córek – wspomina Basia. Tak samo jak liczba domowników, również okolica była nietypowa dla polskiego oka. – Rano po otwarciu drzwi do mojego pokoju pierwszą rzeczą, jaką widziałam, był wielki wulkan.

Przed wyjazdem na wolontariat Basia słabo mówiła po hiszpańsku, dlatego przez pierwsze pół roku uczyła małych Gwatemalczyków angielskiego w szkole w nieodległym Ciudad Vieja. W szkolnej stołówce jadła to samo co jej uczniowie, czyli głównie ryż z fasolą.

Dopiero w drugiej połowie wyjazdu poznała hiszpański na tyle, by móc pracować z kobietami z ludu Majów. Ta praca była najbliższa jej psychologicznemu wykształceniu. – Te kobiety nie mają żadnych praw. Mam na myśli te podstawowe, jakprawo do pracy czy do jedzenia – opowiada wolontariuszka. – Moim zadaniem było poświęcenie im swojej uwagi, pokazanie, że zależy mi na wysłuchaniu ich problemów i pokazaniu, że są ważne. Wokół siebie nie miały osób, które mogły ich wysłuchać w ten sposób. Bez oceniania.

Dla Basi była to ciężka praca pod względem psychicznym, inni wolontariusze mieli z kolei ciężką pracę fizyczną. Zdarzało im się np. chwytać za łopaty i odkopywać dobytek mieszkańców pogrzebany pod tonami ziemi po zejściu kolejnej lawiny błotnej.

Po skończeniu pracy przyszedł w końcu czas na miesięczną podróż po regionie. W ten sposób, jak wspomina Basia, "nieoczekiwanie" dostała się aż pod granicę z USA. Po drodze opiekowała się przez pewien czas jajami żółwi morskich, ale też przeżyła sztorm u wybrzeży Belize, podczas którego "już żegnała się z życiem".

– Pojechałam na wolontariat z ciekawości i chęci zrobienia czegoś, o czym będę długo pamiętać. No i się udało – podkreśla.

Co trzeba zrobić, żeby pojechać na tak egzotyczny wolontariat?

– Można śledzić np. stronę www.ngo.pl i czekać na pojawienie się odpowiedniego ogłoszenia bądź też wybrać się do najbliższej organizacji wysyłającej i dowiedzieć się, co ma w ofercie – tłumaczy Katarzyna Reyes-Czechowicz z klubu sportowego LKS Czarni Koziniec. To właśnie dzięki klubowi (współpracującemu z UE) Basia poleciała do Gwatemali.

Samo wysłanie CV do jakiejś organizacji nie oznacza oczywiście, że się wyjedzie. Jest jeszcze selekcja, podczas której organizatorzy chcą się przekonać, czy dana osoba da sobie radę na wolontariacie.

– Robię wszystko, aby uświadomić wolontariuszom, że taki wyjazd wiąże się z wieloma wyrzeczeniami – mówi Reyes-Czechowicz. – W końcu wyjazdy w tak egzotyczne miejsca to często szok kulturowy i zupełnie inne warunki życia.

Zdarza się, że nie wszyscy wytrzymują do końca pobytu. Bo w związku z tym, że na wolontariat można jechać tylko raz w życiu, uczestnicy bardzo rzadko wybierają najkrótsze opcje dwumiesięczne. Zwykle decydują się na wyjazdy półroczne lub roczne.

Palą się śmieci, a nie latarnie

LKS Czarni Koziniec do tej pory wysłał na wolontariaty m.in. dziewięć osób do Ameryki Południowej i trzy do Afryki.

Jedną z nich jest Dominik Nocuń, 23-latek z Częstochowy. Dziesięć miesięcy był w Gwinei Bissau, państwa leżącego w zachodniej Afryce nad Oceanem Atlantyckim, od lat będącego w czołówce najbiedniejszych państw afrykańskich.

– Pierwsze wrażenie po przylocie do Gwinei to ten niesamowity gorąc i niespotykany nigdzie indziej zapach – wspomina Dominik. Gdy chwilę później w drodze z lotniska do mieszkania zamiast zapalonych latarni widziałem na ulicach płonące kupy śmieci, od razu wiedziałem, że ten wolontariat będzie niesamowity.

Dominik pracował w szkole, gdzie zajmował się m.in. informatyką. Ponieważ amatorsko gra na perkusji, zorganizował też zajęcia muzyczne, na których za instrumenty robiło wszystko to, co było pod ręką, a nadawało do grania.

Razem z innymi wolontariuszami mieszkał w domu przy szkole. – Jak na Afrykę miałem dobre warunki, bo był i prąd z generatora, i woda była dowożona – opowiada. – Z jedzenia były głównie ryby, wieprzowina i kozina. Wszystko przyrządzane według miejscowej tradycji, ponieważ posiłki przygotowywała nam zawodowa kucharka.

Na jej opłacenie wystarczyły pieniądze zapewniane przez program. Dominik, tak samo jak Basia, dostawał co miesiąc  50 euro na drobne wydatki.

Mimo obowiązkowego zestawu szczepień (również opłaconego przez UE), Dominik przez trzy tygodnie z powodu tajemniczej choroby był zupełnie wyłączony z pracy. – Nikt nie wiedział, co mi dolegało, choć leczony byłem m.in. na malarię. Przez półtora tygodnia miałem 40 sto-pni gorączki.

Trwający miesiąc objazd Senegalu, Gambii i Malii, jaki po zakończeniu zafundował sobie ze znajomymi wolontariuszami z Hiszpanii, kosztował go tyle co tydzień nad Bałtykiem – 1200 zł.

Basia po powrocie z Gwatemali znalazła pracę jako koordynatorka wolontariatu UEFA Euro 2012 we Wrocławiu.

Dominik na razie nie zajmuje się wolontariatem, ale zaznacza: – Na pewno będę krążył wokół tego tematu, bo to naprawdę wciąga.

– Spędzenie nocy na wulkanie, kąpiel z delfinami i widok gigantycznego żółwia sunącego powoli do morza po złożeniu na plaży jaj – 28-letnia Basia Galewska z Wrocławia bez zastanowienia wymienia trzy najlepsze wspomnienia z rocznego pobytu w Gwatemali, z której niedawno wróciła. Ale jej wolontariat był też nie lada wyzwaniem. Opiekowała się m.in. niedożywionymi niemowlakami i wspierała psychologicznie kobiety z ludu Majów.

Basia jest jedną z 420 osób z Polski, które w ubiegłym roku wyjechały na Wolontariat Europejski (European Voluntary Service – EVS). Za ich przelot i utrzymanie zapłaciła UE.

Pozostało 90% artykułu
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Burmistrz Głuchołaz: Odbudowa po powodzi odbywa się sprawnie