– Spędzenie nocy na wulkanie, kąpiel z delfinami i widok gigantycznego żółwia sunącego powoli do morza po złożeniu na plaży jaj – 28-letnia Basia Galewska z Wrocławia bez zastanowienia wymienia trzy najlepsze wspomnienia z rocznego pobytu w Gwatemali, z której niedawno wróciła. Ale jej wolontariat był też nie lada wyzwaniem. Opiekowała się m.in. niedożywionymi niemowlakami i wspierała psychologicznie kobiety z ludu Majów.
Basia jest jedną z 420 osób z Polski, które w ubiegłym roku wyjechały na Wolontariat Europejski (European Voluntary Service – EVS). Za ich przelot i utrzymanie zapłaciła UE.
By wyjechać, trzeba spełniać tylko jeden warunek – mieć od 18 do 30 lat.
Gwatemalska córka
Basia wraz z innymi wolontariuszami mieszkała w turystycznym mieście Antigua, w domu należącym do bardzo licznej gwatemalskiej rodziny. Choć budynek był średniej wielkości, mieszkało w nim aż 25 osób. – Wszyscy traktowali się jak rodzina. Ci ludzie dają od siebie tyle ciepła, że czułam się, jakbym była jedną z ich gwatemalskich córek – wspomina Basia. Tak samo jak liczba domowników, również okolica była nietypowa dla polskiego oka. – Rano po otwarciu drzwi do mojego pokoju pierwszą rzeczą, jaką widziałam, był wielki wulkan.
Przed wyjazdem na wolontariat Basia słabo mówiła po hiszpańsku, dlatego przez pierwsze pół roku uczyła małych Gwatemalczyków angielskiego w szkole w nieodległym Ciudad Vieja. W szkolnej stołówce jadła to samo co jej uczniowie, czyli głównie ryż z fasolą.