Przypadek unieruchomionego Adama Bogackiego jest kolejnym podobnym w ostatnich miesiącach. Czy w Polsce powinna się zacząć dyskusja o prawie do eutanazji dla nieuleczalne chorych i zmianie prawa?
Pan Adam ma 26 lat. Pochodzi z Warszawy. Tuż po pierwszych urodzinach zdiagnozowano u niego MPD – mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe spastyczne. – Całe dzieciństwo spędziłem, jeżdżąc od jednych do drugich lekarzy, z sanatorium, na rehabilitację – wspomina. Wiele miesięcy leżał w szpitalu. – Nigdy nie chodziłem samodzielnie, ale przez wiele lat mogłem się poruszać na czworaka. Dziś nawet tego nie mogę – mówi.
Około dwóch lat temu mężczyzna stracił czucie od pasa w dół. – Nie kontroluję swoich potrzeb fizjologicznych – mówi.
Lekarze stwierdzili u niego także guza w kanale kręgowym. – Nie zdiagnozowano go dokładnie, bo to wiązało się z kolejnymi, długimi pobytami w szpitalu, a tego nie chciałem – tłumaczy. Dodaje, że choć ma dopiero 26 lat, czuje się jak 90-letni starzec. – Moje ciało wygląd na młode, ale nie mam nad nim żadnej kontroli. Wymagam stałej opieki – opowiada.
Mimo choroby studiuje i pracuje w call center. – Wiem, że w każdej chwili to się może skończyć – tłumaczy. – Jako tako funkcjonuję, bo żyją moi najbliżsi. Co będzie potem, nie chcę nawet myśleć. Nie chcę być dla nikogo obciążeniem – mówi. – Gdy ich zabraknie, będę skazany na dom opieki społecznej. A to zwykłe umieralnie.