Ponura krucjata Doktora Śmierć

Rok temu, 3 czerwca 2011 roku, zmarł dr Jack Kevorkian, skazany za morderstwo drugiego stopnia, symbol walki o legalizację eutanazji w USA

Publikacja: 03.06.2012 01:01

Jack Kevorkian

Jack Kevorkian

Foto: EAST NEWS

Tekst z tygodnika Uważam Rze

W przeciwieństwie do swoich pacjentów, których śmierć rejestrował na wideo, odszedł bez pomocy osób trzecich.

Kiedy wpisuje się w Google nazwisko Kevorkian, często wyskakuje ono z takimi wyrażeniami jak: „zwolennik prawa do godnej śmierci" czy „lekarz, który pomagał nieuleczalnie chorym w zakończeniu cierpienia". Świat zapamięta Kevorkiana o twarzy Ala Pacino z nagrodzonego Złotymi Globami filmu Barry'ego Levinsona o znamiennym tytule „Jack, jakiego nie znacie", gdzie pokazany został jako ideowiec, który poświęca własną wolność w walce o prawa zdesperowanych i cierpiących pacjentów. Jednak Kevorkian nie był męczennikiem, który w słusznej sprawie pomagał ludziom. Został ochrzczony mianem Doktora Śmierć, który odsiedział siedem lat za morderstwo dokonane na oczach milionów Amerykanów na swoim pacjencie. Jednakże w dzisiejszym świecie, gdzie zabójstwo staje się sprawą relatywną moralnie, jego postawa może budzić uznanie. W świecie, w którym aborcja i eutanazja stają się normą, może się on nawet wydawać postacią godną współczucia i podziwu.

Pan doktor i jego mobilna trupiarnia

Jack Kevorkian pochodził z rodziny ormiańskich imigrantów. Skończył medycynę na Uniwersytecie Michigan i przez lata pracował jako patolog. Od lat 80. publikował na łamach czasopisma „Medycyna i Prawo" artykuły poświęcone etyce i eutanazji. Od 1987 r. ogłaszał się w gazetach w Detroit jako doradca medyczny ds. śmierci. W latach 1990-1998 asystował przy ponad 130 zabiegach eutanazji. Udostępniał osobom nieuleczalnie chorym urządzenie, które po naciśnięciu guzika wstrzykiwało im śmiertelną truciznę. Przyniosło mu to przydomek Doctor Death.

Pierwszą maszynę do zabijania ludzi wykonał za zaledwie 30 dol. Woził ją swoim starym volkswagenem po całym stanie Michigan. Furgonetka, która służyła również jako miejsce śmierci jego pacjentów, niedawno została sprzedana na aukcji (sic!). Władze nie mogły go skazać za zabójstwo, ponieważ to nie on naciskał przycisk, który uruchamiał mechanizm tłoczący truciznę do żył ludzi. Skazano go dopiero w 1998 r. za własnoręczne zaaplikowanie śmiertelnego zastrzyku choremu na stwardnienie boczne zanikowe, co zresztą pokazał milionom Amerykanów w jednym z najpopularniejszych programów telewizyjnych w USA – „60 minut". Film stał się podstawą piątego z kolei oskarżenia Kevorkiana o zabójstwo, doktor zaś w wywiadzie przyznawał, że władze muszą go teraz skazać albo puścić wolno. Miał to być sposób na legalizację eutanazji w USA, który zresztą do dziś jest odbierany jako przykład bohaterstwa Kevorkiana.

W marcu 1999 r. sąd w Michigan skazał go jednak na karę od dziesięciu do 25 lat pozbawienia wolności za tzw. morderstwo drugiego stopnia. Kevorkian został zwolniony w 2007 r. z odbycia pozostałej części kary pod warunkiem, że nikomu już nie pomoże w popełnieniu samobójstwa. Już podczas procesu doktor stał się symbolem walki o prawo człowieka do „godnej śmierci". Zresztą sam nigdy nie ukrywał, że chciał być medialną ikoną walki o legalizację eutanazji.

W swojej ponurej krucjacie przypominał trochę Larry'ego Flynta, który walcząc o wolność obrażania, pojawiał się w sądzie przebrany za żołnierza, a w kroczu trzymał flagę USA. Jack Kevorkian w 1996 r. stawił się w sądzie w stroju z epoki kolonialnej. „Chodziło mu o to, by pokazać, jak przestarzałe były zarzuty skierowane przeciwko niemu" – pisze Keith Schneider w „New York Timesie". Można śmiało stwierdzić, że również cały proceder z nagrywaniem śmierci swoich pacjentów i pokazywaniem jej społeczeństwu miał znamiona gwiazdorstwa i zaspokojenia społecznego voyeryzmu, który przy okazji miał wzbudzić współczucie wśród Amerykanów.

– Dopóki nie cierpię z bólu, nie mam strasznej, chronicznej depresji, dopóty powiedziałbym, że warto żyć. Ale gdy nadejdzie czas, że nie będzie warto, powiem wtedy: nie! Wolałbym się nie narodzić" – mówił w jednym z wywiadów. Jego postawa była typowa dla dzisiejszych „obrońców praw człowieka", którzy w imię „troski o wykluczonych" arbitralnie chcą decydować o ich losie, gdy ci są w łonach swoich mam albo potrzebują pomocy, gdy znajdują się w stanie głębokiego załamania nerwowego, gdy domagają się prawa do eutanazji. Dla Kevorkiana życie słabe nie miało żadnej wartości. Sam siebie stawiał w miejscu wybawcy cierpiącego fizycznie i psychicznie człowieka.

Gdy prezydentem Stanów Zjednoczonych został lewicowy senator Barack Obama, Kevorkian nie krył swoich marzeń o Ameryce jako drugiej Szwajcarii i Holandii, gdzie zresztą w latach 80. przebywał. Po wyjściu z więzienia „Doktor Śmierć" pytany w „Fox News" o reformę służby zdrowia Baracka Obamy i tzw. panel śmierci, który dotyczył eutanazji, powiedział, że „panel powinien być. Ale panel lekarzy, nie ludzi religijnych, nie etyków. Bo lekarz jest jedynym wykwalifikowanym człowiekiem do oceny stanu zdrowia pacjenta i jedynym, który może ocenić, czy życzenie pacjenta jest warte działania". Dodał również, że pacjenci nie powinni się konsultować z katolickimi lekarzami.

Przeciwko Bogu i Hipokratesowi

Gilbert Chesterton mawiał, że gdy przestajemy wierzyć w Boga, zaczynamy wierzyć w cokolwiek. Odrzucenie Boga powoduje postawienie w jego miejscu człowieka i sankcjonuje kwestionowanie prawa naturalnego. Dlatego właśnie wszyscy antyteiści i propagatorzy hedonizmu jako celu życia człowieka muszą prowadzić bezwzględną walkę z chrześcijaństwem. Nie unikał jej również Kevorkian, który powiedział w jednym z wywiadów, że religia „wkłada ludzi w gorset", zaś dla niego jest ona mitologią, „a prawa nie można opierać na mitologii". To właśnie religia według Kevorkiana jest winna „demonizowaniu śmierci". „Chrześcijaństwo uczyniło ze śmierci terror, nieznany radosnemu spokojowi pogaństwa" – powiedział w „Fox News".

Innym razem przekonywał, że „lekarz ograniczony dogmatami nie jest prawdziwym lekarzem; powinien był zostać księdzem" i dodał, że nie dostrzega świętości życia. „Więc kiedy pan umrze, nigdzie pan się nie wybiera?" – pytał prowokacyjnie dziennikarz „Fox News". „Kiedy się umrze, idzie się do ziemi i przez długi czas się śmierdzi. A potem idzie się pod ziemię" – odpowiedział Kevorkian. Jednak nie tylko Boga „Doktor Śmierć" uważał za wymysł.

Trzy lata temu bohater ruchów domagających się legalizacji eutanazji zszokował osoby słuchające jego wykładu na Uniwersytecie Florydy, kpiąc sobie z przysięgi Hipokratesa, która według niego „jest produktem ubocznym tajemnej, małej sekty pitagorejczyków, która była jedyną grupą sprzeciwiającą się starożytnej tradycji medyków pomagania nieuleczalnie chorym pacjentom w odebraniu sobie życia".

W Polsce ten pogląd może być szokujący, jednak w krajach, gdzie legalna jest aborcja, z przysięgi Hipokratesa zniknął fragment o zakazie spędzania płodu. Rok po wyjściu z więzienia „Doktor Śmierć" chciał lansować swoje poglądy w Kongresie. Jego marzenia przerwali jednak wyborcy, oddając na niego 2,7 proc. głosów. Po porażce stwierdził, że jego doświadczenia pokazują, iż system partyjny jest „skorumpowany" i trzeba go całkowicie zmienić. Jednak los nie pozwolił mu na dalszą walkę o zmianę prawa.

Na koniec Bach

Kevorkian był przedstawicielem nowego typu lekarza, który zamiast leczyć pacjenta i pomagać mu przetrwać ostatnie chwile życia, proponował mu „godną i humanitarną" śmierć. Jednak jego radykalne poglądy nie zatrzymały się na kwestii zabijania ludzi chorych, którzy rzekomo proszą o śmierć. Tak jak w przypadku ciągłego przesuwania granicy, która wyznacza człowieczeństwo „płodu", eutanazja przestaje być łączona z cierpieniem. „Wspomagane samobójstwo jest legalne w tych stanach jedynie wtedy, gdy ktoś jest śmiertelnie chory. (...) Co za różnica, czy ktoś jest śmiertelnie chory. Wszyscy jesteśmy śmiertelni" – mówił doktor w wywiadzie dla CNN kilka miesięcy przez śmiercią.

Brytyjskie czasopismo lekarskie „New England Journal of Medicine" ujawniło w 2000 r., że tylko jedna czwarta z ponad 130 osób, które Kevorkian uśmiercił w ramach tzw. samobójstw wspomaganych, była chora terminalnie, zaś jedna piąta nie miała większych problemów ze zdrowiem. Również dzisiaj coraz częściej z prawa do eutanazji korzystają ludzie zdrowi.

„Ktoś musi zrobić coś dla cierpiącej ludzkości. Staram się postawić na miejscu moich pacjentów. Ja chciałbym tego samego" – powiedział kilka lat temu Kevorkian. „Doktor Śmierć" zmarł 3 czerwca w szpitalu w Detroit. „Myślałem, że któregoś dnia popełni on samobójstwo i nagra je, by ludzie mogli to zobaczyć" – powiedział w „Washington Post" David Gorcyca, oskarżyciel w jednej ze spraw doktora.

Kevorkian nie skorzystał jednak z prawa „do godnej śmierci". Przed odejściem z tego świata pielęgniarki puściły mu muzykę jego ulubionego kompozytora Jana Sebastiana Bacha, który towarzyszył mu przy ostatnim oddechu.

Tekst z tygodnika Uważam Rze

W przeciwieństwie do swoich pacjentów, których śmierć rejestrował na wideo, odszedł bez pomocy osób trzecich.

Pozostało 98% artykułu
Społeczeństwo
„Niepokojąca” tajemnica. Ani gubernator, ani FBI nie wiedzą, kto steruje dronami nad New Jersey
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Właściciele najstarszej oprocentowanej obligacji świata odebrali odsetki. „Jeśli masz jedną na strychu, to nadal wypłacamy”
Społeczeństwo
Gwałtownie rośnie liczba przypadków choroby, która zabija dzieci w Afryce
Społeczeństwo
Sondaż: Którym zagranicznym politykom ufają Ukraińcy? Zmiana na prowadzeniu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Antypolska nagonka w Rosji. Wypraszają konsulat, teraz niszczą cmentarze żołnierzy AK