Powodem ogłoszenia przez greckie związki zawodowe pierwszego strajku od objęcia w czerwcu funkcji przez premiera Antonisa Samarasa są plany oszczędnościowe rządu. Gabinet musi znaleźć 11,5 mld euro. To warunek uzyskania kolejnej transzy międzynarodowej pomocy finansowej, bez której spłata rat zadłużenia wynoszących w najbliższym czasie 31 mld euro będzie niemożliwa.
W centrum Aten odbyła się demonstracja, na którą przyszło ok. 50 tys. osób. Początkowo przebiegała ona spokojnie, dopiero po południu doszło do starć z policją sprowokowanych przez znanych z agresywnych wystąpień anarchistów i lewackich radykałów. Na placu Syntagma uzbrojeni w pałki i kamienie zadymiarze obrzucali policjantów butelkami z benzyną. Doszło do starć.
– Obecny strajk to dopiero zapowiedź jeszcze ostrzejszych wystąpień, których spodziewam się w najbliższych miesiącach w reakcji na pogarszające się warunki życia – mówi „Rz" George Tzogopoulos, analityk ateńskiego think tanku Eliamep. – Szczególnie dokuczliwe w miesiącach zimowych okażą się zapewne drastycznie rosnące koszty ogrzewania i paliwa.
Rząd Samarasa zamierza znaleźć oszczędności dzięki dalszym cięciom płac w sferze budżetowej, obniżeniu emerytur i podwyższeniu wieku emerytalnego do 67 lat. Spotyka się to z powszechną dezaprobatą Greków przekonanych, że stali się ofiarami międzynarodowych instytucji finansowych. Dla złagodzenia skali oszczędności premier wezwał wierzycieli Grecji do wydłużenia okresu wprowadzania oszczędności o dwa lata. Wydaje się to jednak mało prawdopodobne, gdyż przedstawiciele trojki i prywatnych banków wciąż zarzucają Atenom bardziej pozorowanie reform niż zdecydowane działania (najbardziej krytykowane jest wciąż powszechne unikanie podatków i słaba skuteczność organów państwa w tej dziedzinie).
Dalszemu skomplikowaniu uległa też sytuacja w Hiszpanii, gdzie po wtorkowej, zakończonej starciami z policją „okupacji parlamentu" doszło do strajku generalnego w Kraju Basków popartego przez wszystkie lokalne organizacje – od lewicy po nacjonalistów baskijskich. Rosnący separatyzm cieszących się i tak już dużą autonomią regionów staje się coraz większym zagrożeniem dla planów oszczędnościowych rządu Mariana Rajoya.