Tak było m.in. z Patrycją Goderską, mamą dwuletniej dziewczynki i absolwentką poznańskiej politechniki. Przed ciążą była zatrudniona na umowę-zlecenie. – Przerwałam pracę, bo kiedy urodziłam, moja mama jeszcze pracowała i nie mogła zaopiekować się wnuczką. A do żłobka nie mogłam jej oddać, bo w pobliżu mojego miejsca zamieszkania nie ma takiej placówki – opowiada Goderska, która o pracy mogła pomyśleć dopiero wtedy, gdy dziecko poszło do przedszkola.
Ale chociaż intensywnie szuka pracy od czterech miesięcy, nic nie może znaleźć. – Ponieważ nie ukrywam tego, że mam dziecko, prawie na każdej rozmowie kwalifikacyjnej mnie o nie pytają – opowiada. Rekruterów interesuje, czy będzie je miała z kim zostawić w razie choroby, nie będzie się spóźniać do pracy i czy będzie w stanie skupić się na wykonywanych zadaniach. – Najbardziej mnie o to wypytują kobiety – opowiada Goderska.
Najtrudniej znaleźć pracę tym mamom, które przed porodem miały tzw. umowy śmieciowe
Problemy ze znalezieniem pracy ma także Joanna Kuczyńska, absolwentka zarządzania i marketingu. – Pracodawcy nie dają matkom szans. Nie pracowałam przez trzy lata i teraz, chociaż intensywnie szukam pracy już od kilku miesięcy, nie jestem nawet zapraszana na rozmowy – opowiada.
Kilkuletnia przerwa związana z wychowaniem dziecka to dla pracodawców dziura w życiorysie, którą trudno zasypać. – Pracodawcy obawiają się, czy przez ten czas ich wiedza się nie zdezaktualizowała, a one same nie odzwyczaiły się od regularnej pracy – mówi Dominika Pera, która zajmuje się aktywacją zawodową osób mających kłopoty z powrotem na rynek pracy. Z jej obserwacji wynika, że największe wątpliwości pojawiają się przy zatrudnieniu osób z wyższymi kwalifikacjami zawodowymi. – Najłatwiej jest wrócić do pracy osobom, które pracują w sklepach albo przy sprzątaniu, bo na tych stanowiskach jest największa rotacja – tłumaczy Pera.
Pracodawcy mówią wprost: jeśli kobieta zniknie z pracy na rok, będą musieli zatrudnić na jej miejsce nowego pracownika. W wielu przypadkach to oznacza, że kiedy jej urlop się skończy, nie będzie miała dokąd wracać. – Sytuacja kobiet po urlopie nie byłaby tak zła, gdyby rodzice sprawiedliwie dzielili się nim między sobą – mówi Zakrzewska. Ekspertka jednak nie zgadza się z poglądem premiera, który twierdzi, że dla rodziny najlepiej będzie, jeśli sami zadecydują o podziale tego czasu. – To oczywiste, że przez pierwsze 14 tygodni życia dziecka powinna się nim zajmować matka. Pozostały okres powinien być podzielony równo między matkę i ojca – tłumaczy i dodaje, że jeśli ojciec by go nie wykorzystał, urlop by przepadał.