Polskie kino otwiera oczy

„Układ zamknięty” o przedsiębiorcach wykończonych przez prokuratorów może zmienić coś w Polsce

Aktualizacja: 05.04.2013 03:19 Publikacja: 05.04.2013 03:18

W „Układzie" dużo jest scen mocnych i drastycznych. Najbardziej porusza taka: naradzają się stary, umoczony w PRL szef prokuratury, równie doświadczony szef skarbówki i początkujący prokurator, który prowadzi śledztwo w sprawie rzekomych przekrętów młodych biznesmenów.

Młody prokurator, nieprzywykły do golonki z dzika i czystej wódki, nie jest w stanie dotrzymać kroku starym kompanom. Ma też wątpliwości, czy doszło do przekrętu i czy znajdą się dowody. Szef prokuratury mówi mu na to lekkim tonem: „O dowody się nie martw".

Słowo „układ" ma w polskim życiu publicznym miejsce szczególne. Jest politycznie nacechowane, po tym gdy na sztandary wyniósł je Jarosław Kaczyński, budując IV RP. Układ mieli stanowić – wedle teorii Kaczyńskiego – ludzie polityki, służb specjalnych, półświatka oraz biznesu decydujący o najważniejszych sprawach w kraju poza strukturami władzy.

Kaczyński, rządząc krajem przez dwa lata, układu nie znalazł. Zapewne dlatego, że wszechwładny układ po prostu nie istnieje, a lider PiS potrzebował politycznego hasła, aby – niczym wytrychem – tłumaczyć słabości polskiego państwa.

Nie zmienia to faktu, że mniejsze lub większe lokalne sitwy mają wpływ na sporą część obszarów naszego życia. I niejeden Polak – tak jak bohaterowie filmu Bugajskiego – ma w zderzeniu z nimi poczucie bezsiły.

Faktem jest też, iż tworzone przez państwo niejasne przepisy często wykorzystywane są, aby obywatelom – nie tylko przedsiębiorcom – utrudniać życie.

O „Układzie zamkniętym" jest głośno od pierwszego klapsa na planie właśnie dlatego, że to film dotykający tabu – niszczenia obywateli przez państwo. To film pod tym względem nowatorski: przez ostatnie dwie dekady polskie kino unikało kontrowersyjnych tematów zahaczających o politykę. Było za grzeczne. Nie rozliczyło ani błędów z czasu budowy III RP, ani wielu ciemnych stron PRL, a czasy wojny pokazywało jednowymiarowo.

Większość filmów dotykających kwestii rozliczeń z systemem opresji w PRL określana była mianem „pisowskich" – choćby kryminał „Uwikłanie" Jacka Bromskiego dowodzący siły dawnych esbeków dobrze usadowionych na pograniczu biznesu i służb specjalnych. Tyle że dotykający okoliczności śmierci Stanisława Pyjasa film „Gry uliczne" Krzysztofa Krauzego powstał w roku 1996 r., kiedy o PiS nikt nie myślał.

Bo to nie PiS wymyślił takie historie, raczej zręcznie je opisał, aby dojść w ten sposób do władzy. Zresztą także Platforma, w czasie gdy jeszcze planowała koalicję z Kaczyńskim, głosiła podobne hasła, zwłaszcza po aferze Rywina.

W Polsce właściwie nie nakręcono żadnego filmu dotyczącego bezpieki poza sensacyjnymi, popkulturowymi „Psami" Władysława Pasikowskiego. Kino nie wniknęło do esbeckich głów, nie pokazało metod pracy SB, tak dobrze przecież opisanych w powstających w ostatnich latach historycznych książkach. Nie naświetliło dylematów – czasem bolesnych, czasem przyziemnych – tych, którzy decydowali się na tajną współprace z SB, donosząc często na swych najbliższych.

W politycznym światku życiorysów na takie scenariusze było aż nadto.

Lustracja w samym środowisku filmowym budziła odrazę – by wspomnieć reakcje na ujawnienie współpracy z SB Marka Piwowskiego, reżysera kultowego „Rejsu". Niechęć czołowych twórców do rozdrapywania ran widać w książce Filipa Gańczaka „Filmowcy w matni bezpieki", gdzie opisywani są donoszący i donosiciele.

Filmowego „Kreta" – o działaczu „Solidarności" oskarżanym o współpracę z bezpieką – nie nakręcił żaden uznany mistrz, tylko francuski Polak Rafael Lewandowski. Starzy reżyserzy za głęboko tkwili w PRL, aby móc się z tym rozliczyć. Młodych nie interesowały rozliczenia.

Łatwiej filmowcom przychodziło rozprawianie się z powojenną historią, czego najświeższy przykład to „Pokłosie" Władysława Pasikowskiego. To nie jest film wybitny, ale dotyka sprawy ważnej – wojennych i powojennych relacji Polaków i Żydów. „Pokłosie" – poprzez swe uproszczenia i przeinaczenia – wywołało kontrowersje, które będą mieć dalszy ciąg. Za kilkanaście dni na ekrany kin wejdzie „Sekret" Przemysława Wojcieszka, film o młodym geju, zarabiającym na życie jako drag queen, którego ukochany dziadek mógł mordować Żydów.

Rozliczeniami wojennymi zajęli się w sposób wybitny także Wojciech Smarzowski w „Róży" oraz Marcin Krzyształowicz w „Obławie". Niedawno powstał ważny filmy o Grudniu '70 („Czarny czwartek" Antoniego Krauzego), choć filmowcy nadal omijają temat stanu wojennego i samego generała Wojciecha Jaruzelskiego. Pasikowski zapowiada film o płk. Ryszardzie Kuklińskim – zadziwiające, iż tak atrakcyjnym filmowym tematem nikt się przed nim nie zajął.

Test czeka Andrzeja Wajdę, który kończy film „Wałęsa". Twórcy filmu zapewniali, że w biografii legendarnego lidera „Solidarności" znajdą się odniesienia do jego kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa w latach 70. Tyle że znając antylustacyjne przekonania scenarzysty filmu Janusza Głowackiego, sposób pokazania tej kwestii może wywołać kolejną awanturę.

Nie inaczej będzie z filmem „Smoleńsk". Zapowiedzi dotyczące planowanego na przyszły rok obrazu Antoniego Krauzego nie pozostawiają wątpliwości: zanosi się na film czysto polityczny z przechyłem w kierunku zamachu. Na poważny film o śmierci prezydenta musimy zatem jeszcze zaczekać.  Czy film Bugajskiego i inne zapowiadane obrazy to początek nowego nurtu rozliczeniowego w polskim kinie? Być może, choć nie miejmy złudzeń: na pewno nie jest to zwiastun zjawiska na miarę kina moralnego niepokoju, które w latach 70. wyprzedzało nastroje społeczne.

Na pewno film Bugajskiego ma szansę coś zmienić w polskim życiu publicznym, tak jak niegdyś „Dług" Krzysztofa Krauzego. Zresztą wiele zmienili już przedsiębiorcy, którzy reżysera zainspirowali swymi historiami. Od kilku lat jednoczą się w stowarzyszenia i organizują regularne zjazdy. Nazywają siebie „Niepokonanymi".

W „Układzie" dużo jest scen mocnych i drastycznych. Najbardziej porusza taka: naradzają się stary, umoczony w PRL szef prokuratury, równie doświadczony szef skarbówki i początkujący prokurator, który prowadzi śledztwo w sprawie rzekomych przekrętów młodych biznesmenów.

Młody prokurator, nieprzywykły do golonki z dzika i czystej wódki, nie jest w stanie dotrzymać kroku starym kompanom. Ma też wątpliwości, czy doszło do przekrętu i czy znajdą się dowody. Szef prokuratury mówi mu na to lekkim tonem: „O dowody się nie martw".

Pozostało 90% artykułu
Społeczeństwo
Kielce: Poważna awaria magistrali wodociągowej. Gdzie brakuje wody?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Społeczeństwo
Sondaż: Rok rządów Donalda Tuska. Polakom żyje się lepiej, czy gorzej?
Społeczeństwo
Syryjczyk w Polsce bez ochrony i w zawieszeniu? Urząd ds. Cudzoziemców bez wytycznych
Społeczeństwo
Ostatnie Pokolenie szykuje „wielką blokadę”. Czy ich przybudówka straci miejski lokal?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Społeczeństwo
Pogoda szykuje dużą niespodziankę. Najnowsza prognoza IMGW na 10 dni