– Przekonanie, że kolejne pokolenie będzie żyło lepiej, jest motorem napędowym gospodarki. Jeśli obserwowany teraz pesymizm się utrzyma przez kilka lat, sytuacja może zrobić się niebezpieczna – mówił Bruce Stokes, dyrektor amerykańskiej firmy badawczej Pew Research. Przedstawił wczoraj w Brukseli globalny raport o nierównościach gospodarczych i jak postrzegają je społeczeństwa na różnych kontynentach.

Eksperci zapytali o to ludzi w 39 krajach, w tym 8 w UE, w tym w Polsce.  Aż 61 proc. Polaków sądzi, że ich dzieci będą się miały gorzej. To niewiele mniej niż w pogrążonej w głębokim kryzysie Grecji (67 proc.). Nasz wynik zbliżony jest do USA, Kanady, Niemiec czy Hiszpanii. Ale tam przez lata żyło się lepiej i spadek zamożności i stabilności społecznej jest nieunikniony, a Polska jest na dorobku. Według Stokesa utrzymujące się przeświadczenie, że będzie gorzej, może działać jak przepowiednia samospełniająca się. Chęć zarabiania dla dzieci, pomnażania majątku dla przyszłych pokoleń, jest kluczowa dla poziomu oszczędności i inwestycji. Pytanie więc, jak długo kryzysowe czarnowidztwo się utrzyma.

Innym znaczącym rezultatem badań jest przekonanie o rosnących nierównościach społecznych. W Polsce 79 proc. respondentów odpowiedziało, że nasz system gospodarczy nie jest sprawiedliwy, a służy bogatym. To odsetek wyższy niż w słynących z nierówności Stanów Zjednoczonych. Wśród badanych 39 krajów gorzej niż w Polsce jest w Grecji, Hiszpanii, Korei Południowej oraz we Włoszech. A najlepiej – w Wenezueli i Malezji. Tam ponad połowa mieszkańców sądzi, że system gospodarczy jest sprawiedliwy dla większości. – Następuje poważna erozja zaufania do gospodarki wolnorynkowej w krajach rozwiniętych – uważa Stokes. W wielu przypadkach ma ono uzasadnienie, bo według danych OECD i Banku Światowego w wielu krajach rzeczywiście rosną różnice między bogatymi. Wyjątkiem jest Ameryka Łacińska.

Jednak fakt, że widzimy, lub wyobrażamy sobie rosnące nierówności, nie oznacza poparcia dla konieczności działań w tej dziedzinie. Ludzie pytani o to, jakie są najważniejsze zadania dla rządu, zmniejszanie różnic wymieniają na dalszych miejscach. W krajach rozwiniętych zdecydowanym priorytetem jest konieczność tworzenia miejsc pracy. – Ludzie w Europie zdają sobie sprawę, że trudno już coś osiągnąć, zwiększając wypłaty z systemów społecznych – uważa Maxime Cerutti z BusinessEurope, unijnej federacji organizacji biznesowych. I przytacza liczby: w UE mieszka 7 proc. światowej populacji, wytwarzamy 20 proc. produktu krajowego brutto, a na systemy społeczne idzie połowa światowych wydatków na ten cel.