Referendum, broń obywatela?

Choć inicjatorami lokalnych referendów są zazwyczaj zwykli mieszkańcy, najwięcej zyskują partie.

Publikacja: 21.09.2013 01:34

Referendum, broń obywatela?

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Nie konsultuje ważnych decyzji z mieszkańcami. Inwestycje, jakie prowadzi, są nietrafione. Oszczędza na oświacie i likwiduje szkoły – takie zarzuty najczęściej stawiają mieszkańcy miast i gmin, którzy próbują odwołać burmistrza lub prezydenta. Za trzy tygodnie, w Warszawie, odbędzie się najbardziej spektakularne z referendów samorządowych po 1989 roku – mieszkańcy stolicy będą decydować, czy pozbawić stanowiska prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Czy takie lokalne referendum się opłaca? Bo choć coraz więcej mieszkańców próbuje pokazać rządzącym czerwoną kartkę, tylko kilkanaście procent inicjatyw kończy się sukcesem. W  trzech ostatnich latach przeprowadzono w Polsce 83 referenda, tylko 16 było ważnych. Powód? Słaba frekwencja przy urnach – musi do nich pójść aż trzy piąte mieszkańców miasta lub gminy, którzy mają prawo do głosowania.

83 referenda odbyły się w ostatnich trzech latach. Ważnych było 16

– Ogólnopolskie wybory są nagłaśniane w mediach, lokalne – wcale. Poświęcamy nasz czas i pieniądze – tłumaczy „Rz" Tomasz Kwarciński, bloger i społecznik z lubuskiego Żagania, który w lutym doprowadził do dymisji burmistrza Sławomira Kowala i skłóconej z nim rady. W 26-tysięcznym mieście z 24-procentowym bezrobociem burmistrz zarabiał tyle, ile prezydent Warszawy: 12 tys. zł. – Dziś jego następca zarabia połowę – wskazuje Kwarciński.

Do lokalnych aktywistów rozliczających władze lgną duże partie, które szukają politycznych korzyści i – jak pokazuje życie – je znajdują. W Częstochowie zyskał na tym SLD, a w Bytomiu, Ostródzie czy Elblągu – PiS. – Jestem rozgoryczony efektami zmian – mówi Sławomir Kocyga, częstochowski przedsiębiorca, który cztery lata temu doprowadził do usunięcia prezydenta miasta.

– Upolitycznienie referendów dotyczy głównie dużych miast, co bardzo im szkodzi – mówi prof. Czesław Martysz z Uniwersytetu Śląskiego, specjalista od prawa administracyjnego i samorządowego. – W mniejszych ośrodkach wybory są częściej oparte na relacjach pozapartyjnych – ocenia. Według niego możliwość kontroli społecznej jest podstawą demokratycznego państwa i „należy z tego rozsądnie korzystać".

Przemysław Żak z Fundacji Stańczyka zajmującej się kontrolą obywatelską też broni idei referendów. – Wspólnota, która bezpośrednio wybiera władze, powinna móc je odwołać – ocenia Żak.

Czy ewentualna wygrana inicjatorów referendum w stolicy zmieni podejście Polaków? – Z pewnością wzrośnie świadomość, że jeśli w Warszawie się udało, to i nam też. Ważne jednak, by mieszkańcy już przed odwołaniem władz wiedzieli, co chcą w zamian – dodaje Żak.

Nie konsultuje ważnych decyzji z mieszkańcami. Inwestycje, jakie prowadzi, są nietrafione. Oszczędza na oświacie i likwiduje szkoły – takie zarzuty najczęściej stawiają mieszkańcy miast i gmin, którzy próbują odwołać burmistrza lub prezydenta. Za trzy tygodnie, w Warszawie, odbędzie się najbardziej spektakularne z referendów samorządowych po 1989 roku – mieszkańcy stolicy będą decydować, czy pozbawić stanowiska prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz.

Czy takie lokalne referendum się opłaca? Bo choć coraz więcej mieszkańców próbuje pokazać rządzącym czerwoną kartkę, tylko kilkanaście procent inicjatyw kończy się sukcesem. W  trzech ostatnich latach przeprowadzono w Polsce 83 referenda, tylko 16 było ważnych. Powód? Słaba frekwencja przy urnach – musi do nich pójść aż trzy piąte mieszkańców miasta lub gminy, którzy mają prawo do głosowania.

Społeczeństwo
Młodzi wcześniej testują z „promilami”
Społeczeństwo
Sondaż: Składka zdrowotna dla przedsiębiorców w dół? Znamy zdanie Polaków
Społeczeństwo
Nawet 27 stopni w majówkę. Ale w weekend pogoda się zmieni
Społeczeństwo
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Kto ucieknie z kraju, gdy wybuchnie wojna
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Społeczeństwo
Sondaż: Jak Polacy oceniają pontyfikat papieża Franciszka?