Z danych, które przygotował dla „Rz" Krajowy Rejestr Długów, wynika, że w rejestrze jest ich wpisanych obecnie aż 160 tys. niepłacących alimenty. Dla porównania w 2012 r. było ich 125 467 a w 2011 – 108 342.
– Zadłużenie alimentacyjne to odwzorowanie sytuacji gospodarczej Polski. Jeśli łatwiej o pracę, to zadłużenie maleje – tłumaczy Bartosz Milczarczyk, rzecznik stołecznego ratusza. – Spowolnienie gospodarcze uderza w dłużników. Nie mają pracy, nie płacą alimentów, mają pracę, to płacą. Nawet jeśli mają pracę gorzej płatną, to spłacają część swoich zobowiązań – dodaje.
W 2012 roku Warszawa wypłaciła 32 miliony złotych alimentów za swoich mieszkańców, z czego zaledwie 11 proc. udało się jej odzyskać. – Aż 28,5 mln zł poszło z budżetu miasta – wylicza Milczarczyk.
Podobnie jest w Łodzi. – W 2012 roku stan zaległości powiększył się o kwotę 21,4 mln zł – wylicza Marcin Masłowski, rzecznik łódzkiego ratusza. Na koniec 2012 r. wyniosły 96,7 mln zł. Rok później było to już 107 mln zł. Dlaczego zaległości wzrastają? – Najczęstszym powodem nieregulowania zobowiązań podawanym przez dłużników jest trudna sytuacja finansowa wynikająca z braku możliwości zatrudnienia – mówi Masłowski.
Potwierdza to także Jerzy Bartnicki, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kwidzynie. – Zanim alimenciarz trafi do rejestru dłużników, komornicy pytają mnie, czy mogę zaproponować mu jakąś pracę. Niestety, z pracą jest dziś tak źle, że rzadko kiedy mogę dać mu jakąś ofertę – tłumaczy urzędnik.