Z Rzymu Piotr Kowalczuk
45-letni dziś Massimiliano Marchesi z Piacenzy czuł się kobietą uwięzioną w męskim ciele. 16 lat temu na podstawie orzeczenia lekarskiego sąd zezwolił na operację zmiany płci w ramach ubezpieczenia zdrowotnego. Massimiliano jednak nie poddał się operacji, bo obawiał się pooperacyjnych komplikacji, jaka taka operacja może nieść ze sobą. Przeszedł jedynie kurację hormonalną i konstrukcji kobiecych piersi. Społecznie od tego czasu funkcjonował jako kobieta. Wystąpił więc 6 lat temu do sądu o zgodę na formalną zmianę płci, czyli we wszelkich oficjalnych dokumentach. Pierwsze dwie instancje uznały, że bez operacji zmiany płci zrobić tego nie można. Ale instancja najwyższa - Sąd Kasacyjny - przyznała Massimiliano rację. Jest teraz Sonią Marchesi.
Sąd Kasacyjny tłumaczył, że decyzja poddania się operacji zmiany płci jest wyborem wyrażającym niezbywalne prawa człowieka, ale istnieją przypadki, w których taka operacja nie jest możliwa ze względów zdrowotnych. Poza tym Kasacja uznała, że to zabieg bardzo inwazyjny, który obecnie nie daje jeszcze pacjentowi całkowitej gwarancji uniknięcia pooperacyjnych komplikacji. W związku z tym, biorąc pod uwagę prawo człowieka do osobistej tożsamości i prawo do zachowania zdrowia, Sąd Kasacyjny uznał, że Massimiliano Marchesi bez przeszkód może formalnie zmienić płeć.
Decyzja otwiera drogę wszelkim podobnym przypadkom i oznacza, że płeć jest kwestią indywidualnego wyboru i odgrywanych ról społecznych, a nie biologii czy operacji chirurgicznej, co rymuje się z filozofią gender. Krytycy podnoszą, że w ten sposób znikł jedyny obiektywny sposób określenia płci i doszło do sytuacji absurdalnej: mężczyzna, który czuje się kobietą i wobec prawa funkcjonuje jako kobieta, może być ojcem. Środowiska i organizacje LGBT domagają się, by w ślad za decyzją Kasacji parlament specjalną ustawą uznał prawo do zmiany płci bez konieczności zabiegów chirurgicznych.