Wynika to z badań socjologicznych przeprowadzonych przez rządowe Rosyjskie Centrum Badań Opinii Publicznej (WCIOM). 58 proc. Rosjan zaakceptowałoby całkowite wyłączenie internetu w przypadku ewentualnego zagrożenia bezpieczeństwa państwa lub w przypadku wybuchu masowych protestów. Z kolei 42 proc. badanych twierdzi, że inne kraje wykorzystują globalną sieć przeciwko Rosji i jej interesom.
Ciekawe jest również to, że połowa mieszkańców tego kraju uważa, że informacje w sieci powinny być na bieżąco cenzurowane.
– Patrząc na antyrosyjską cenzurę, jaką prowadzi Facebook, można uznać, że Rosjanie opowiadają się za wprowadzeniem prorosyjskiej cenzury. Wszystko dlatego, że administracja tej sieci wyraźnie popiera treści nawołujące do nienawiści wobec Rosjan i ignoruje wszystkie prośby o ich usunięcie – mówi „Rz" Siergiej Markow, rosyjski politolog blisko związany z Kremlem.
Według danych WCIOM zaledwie 42 proc. Rosjan na co dzień korzysta z internetu. Reszta albo w ogóle nie ma dostępu do sieci, albo korzysta sporadycznie. Mimo to centrum wysłuchało opinii nawet tych, którzy nigdy nie mieli styczności z globalną siecią.
Z badań wynika, że 81 proc. Rosjan jest przeciwnych treściom nawołującym do protestów i demonstracji przeciwko władzom.
– Rosjanie nie chcą powtórki ukraińskiego scenariusza, który za pośrednictwem sieci społecznościowych wielokrotnie próbowano realizować również w Moskwie. Widzieliśmy to na placu Maneżowym, gdzie na protest wyprowadzano nacjonalistów – konkluduje Markow.
Z kolei przedstawiciele rosyjskiej demokratycznej opozycji twierdzą, że przeprowadzone przez rządowe centrum badania są pierwszym krokiem władz do ograniczenia wolności słowa w rosyjskiej części globalnej sieci. Najbardziej bulwersująca jest dla nich ta część badań, która dotyczy krytyki rządzących w sieci. Autorzy tych badań twierdzą, że aż 79 proc. Rosjan nie życzy sobie negatywnych informacji na temat urzędników oraz przedstawicieli władz państwowych.