Rz: W jaki sposób pańska rodzina znalazła się w Kazachstanie?
Anatol Diaczyński: Moi dziadkowie pochodzili z tak zwanego polskiego rejonu autonomicznego pod Żytomierzem. Rejon ten został utworzony w 1925 roku przez władze stalinowskie, które chciały pokazać, że w ZSRR dbają o wszystkie narodowości. Chcieli, by Polacy poszli do kołchozów i przyjęli ideologię bolszewicką. Nie udało się i już w 1935 roku rozpoczęły się czystki i aresztowania polskiej ludności. W 1936 roku Polaków ładowano do wagonów towarowych i wywożono do Kazachstanu. W ten sposób Stalin rozwiązał dwa problemy: pozbył się niepokornych Polaków i ich rękoma rozwijał rolnictwo w kraju, gdzie panowała absolutna dzicz. Tak wywieziono moich dziadków z czwórką dzieci, wśród których był mój ojciec. Musieli zaczynać wszystko od nowa, gdyż wylądowali w stepach, gdzie latem jest 40 stopni, a w zimie tyle samo, tylko na minusie. Po półtora roku pobytu w Kazachstanie mojego dziadka rozstrzelano jako „wroga narodu radzieckiego i polskiego szpiega".