Do 2013 roku w Irlandii aborcja była całkowicie zakazana. Po demonstracjach zwolenników prawa do aborcji prawo nieco zliberalizowano, pozwalając na przerywanie ciąży w sytuacji, gdy życie matki jest zagrożone. Teraz, po tym jak Irlandia została pierwszym krajem na świecie, który w drodze referendum zalegalizował małżeństwa jednopłciowe, zwolennicy liberalizacji prawa regulującego kwestię aborcji, znów głośno zaczynają upominać się o zmianę przepisów.

"Skoro wiemy, jak bardzo irlandzkie państwo dba o naszą reprodukcję... Myślę, że uczciwe byłoby, gdyby Irlandki zaczęły informować premiera kraju, @EndaKennyTD (twitterowe konto szefa rządu - red.) o szczegółach swojego cyklu menstruacyjnego" - napisała na Twitterze komik Grainne Maguire.

Jej apel został podchwycony przez zwolenniczki prawa do aborcji w Irlandii, które zaczęły przesyłać premierowi, za pośrednictwem Twittera, szczegóły dotyczące swojej miesiączki. Niektóre z nich zdążyły już skrytykować szefa rządu, za brak odpowiedzi. "Mogą odbierać nam prawa człowieka, ale nigdy nie odbiorą nam poczucia humoru" - skomentowała akcję Maguire.

W 2013 roku prawo antyaborcyjne zliberalizowano po śmierci kobiety, w przypadku której nie zgodzono się na usunięcie umierającego w jej ciele płodu. Po zmianie przepisów premier Kenny otrzymywał od przedstawicieli ruchów pro-life plastikowe płody i listy pisane krwią - zarzucano mu w nim, że zgodził się na zabijanie nienarodzonych dzieci.

Zwolennicy liberalizacji przepisów aborcyjnych domagają się usunięcia ósmej poprawki do konstytucji, która przyznaje równą ochronę życiu matki i jej nienarodzonego dziecka. Sondaże wskazują, że tylko 14 proc. Irlandczyków odrzuca aborcję w każdym przypadku, 64 proc. uważa, że powinna być ona dozwolona pod pewnymi warunkami, a mniej niż co czwarty ankietowany jest zdania, że każda kobieta powinna mieć prawo do aborcji.