Kwota ta jest określana jako rodzaj podatku, ponieważ firmy handlowe muszą sobie w jakikolwiek sposób takie straty zrekompensować. Dlatego z jednej strony z powodu kradzieży od razu część dostawy spisywana jest na straty, a dostawca, aby nie dopłacać do interesu, za resztę produktów musi policzyć sobie drożej. Czyli z tytułu kradzieży każdy klient zmuszony jest płacić wyższe ceny w sklepach. Polska pod względem wskaźników mieści się w gronie europejskich oraz globalnych średniaków. Na naszym kontynencie sieci mają większy problem z kradzieżami choćby w krajach bałtyckich, Grecji, na Słowacji czy w Czechach.
Nasza gospodarka jest jednak znacznie większa, dlatego chociaż procentowo różnice nie są wielkie, to jednak kwotowo dzieli nas przepaść. I tak w Polsce handel traci z tytułu kradzieży 1,6 mld dol., podczas gdy na Słowacji 176 mln dol., a W Czechach 490 mln dol., czyli kilka razy mniej. Trzeba też zauważyć, że w większości krajów naszego regionu zanotowano przynajmniej niewielkie spadki znaczenia tego zjawiska – nieduży wzrost wystąpił jedynie w Polsce, natomiast gwałtownie, o ponad 7 proc., skoczył w krajach bałtyckich. – Kradzione są głównie towary niewielkie, ale o dużej wartości. Chodzi też o to, żeby łatwiej można je było później sprzedać – mówił podczas prezentowania raportu Robert Pilewski, dyrektor handlowy firmy Checkpoint, która zleciła przygotowanie opracowania brytyjskiemu instytutowi Centre for Retail Research prowadzącemu badania nad kradzieżami w sklepach od 2001 r., jednak to tej pory koncentrował się tylko na Starym Kontynencie. Zaprezentowane pod koniec ubiegłego roku wyniki obejmują okres od lipca 2006 r. do czerwca 2007 r. W badaniu wzięły udział firmy z 32 krajów mające ok. 140 tys. sklepów i generujące obroty niemal 700 mld euro. – Badania wskazują, że we wszystkich krajach są sieci, którym udało się zredukować straty związane z kradzieżami, a także takie, w których te straty wzrosły – mówi cytowany w opracowaniu prof. Joshua Bamfield, dyrektor Centre for Retail Research. Ankietowane firmy zatrzymały w ciągu roku 6 mln złodziei – jedynie nieco ponad 700 tys. to byli pracownicy sklepów, ale straty, za które odpowiadają, są porównywalne z tymi powodowanymi przez klientów.
Co więcej, w miarę rozwoju handlu coraz większym problemem, i to na całym świecie, są kradzieże dokonywane zarówno przez pracowników, jak i klientów, jednak pod tym względem poszczególne państwa bardzo się różnią i zależnie od regionu różnie pomiędzy te grupy rozkłada się znikający towar.
Kradzieże na całym świecie są coraz poważniejszym problemem – stanowią już 1,36 proc. rocznych obrotów sieci handlowych i wskaźnik ten powoli, ale regularnie rośnie. W Polsce wzrost strat z tego powodu w porównaniu z ubiegłym rokiem wyniósł 1,5 proc. i jest to 1,2 mld euro, a sieci tracą już w ten sposób 1,34 proc. obrotów.
Ogółem w naszym kraju z półek znika tyle towaru, ile sprzedaje jedna duża sieć handlowa w całym roku. Mamy też najwyższy w Europie odsetek strat, za które odpowiadają pracownicy – jest to aż 35,1 proc. Nadal jednak głównie kradną klienci – odpowiadają za 40,5 proc. strat, a średnia europejska to 48,5 proc.