MON kupiło w grudniu ubiegłego roku bez przetargu 12 bryz M28 za 635 mln zł od fabryki PZL Mielec (cena zawiera też m.in. koszty symulatora i części zamiennych). W umowie zapisano, że w całym okresie dostaw (2009 – 2014) kalkulacyjne ceny samolotów będą „niezmienne niezależnie od sytuacji rynkowej oraz zmian kursów walut, terminów dostaw, wielkości wskaźników inflacyjnych”.
W czerwcu tego roku MON z powodów oszczędnościowych renegocjowało umowę z PZL Mielec (należącym do amerykańskiej firmy Sikorsky Aircraft). Zrezygnował z zakupu czterech maszyn i wycofał się z drogiego wyposażenia: systemu obrony biernej.
Wartość kontraktu spadła z 635 do 399 mln zł, ale MON sukcesem się nie chwali. Dlaczego? Resort stracił bowiem gwarancję stałych cen i przepłacił. Jak tłumaczy nam ministerstwo, bezpośredni wpływ na nową cenę samolotów miały wzrost cen wyrobów przemysłowych w tym roku i niedawne osłabienie złotego (silniki, śmigła, awionika i materiały konstrukcyjne do bryz są importowane). Ceny w nowej umowie ustalono według mniej korzystnego kursu naszej waluty.
W grudniu jedna bryza kosztowała 41,8 mln zł. Po renegocjacji ten sam samolot – ale już bez systemu obrony biernej – kosztuje 40,5 mln zł. To tylko o 1,3 mln zł mniej, choć cena systemu obrony biernej dla jednej maszyny wynosi 5,3 mln zł.
Według posła Ludwika Dorna z Sejmowej Komisji Obrony resort przepłaca po 4 mln zł na każdej maszynie. W sumie 32 mln zł. Dlatego zażądał kontroli NIK i zaalarmował premiera.