– Regulaminy wojsk lotniczych pisane są krwią, krwią żołnierzy, którzy stracili życie w wyniku popełnionych błędów, mankamentów, niedoskonałości – mówił prezydent Bronisław Komorowski do pilotów w 23. Bazie Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim, gdzie stacjonują migi-29.
Wiele miejsca poświęcił ostatnim katastrofom lotniczym. Było ich aż cztery (oprócz smoleńskiej była katastrofa CASY, bryzy i śmigłowca Mi-24). Zginęło w nich łącznie 121 osób. Komorowski podkreślił, że należy wyciągnąć wnioski z tych wydarzeń, aby nie doszło do następnych tragedii.
Zaakcentował przy tym wagę przestrzegania regulaminów. Stwierdził, że nie tylko nowe przepisy mogą coś zmienić, ale konieczna jest ich „ewidentna dyscyplina realizacyjna”. – Słowo to nie jest słowem ulubionym, chętniej szukamy gdzieś uzasadnień, chętnie gdzieś rozglądamy się, kogo można by uczynić winnym – powiedział Komorowski.
Eksperci wojskowi, z którymi rozmawiała „Rz”, uznali, że wystąpienie prezydenta można interpretować jako krytykę polityki ministra obrony Bogdana Klicha, który nie wdrożył po katastrofie CASY odpowiednich procedur dotyczących bezpieczeństwa lotniczego. – Ta sytuacja pokazuje, że Klich nie radzi sobie na stanowisku, a uwagi pana prezydenta świadczą o tym, że doskonale o tym wie – uważa gen. Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. – To przemówienie można odczytać jako wyraz jego troski o armię.
Zdaniem gen. Sławomira Petelickiego, twórcy GROM, prezydent zbyt łagodnie potraktował politykę ministra Klicha wobec lotników: – Wystarczyła krew pilotów z CASY, Klich jednak z katastrofy nie wyciągnął wniosków. Dlatego prezydent powinien zająć stanowisko, a nie szukać dyplomatycznych uników.