Jak podkreślają rozmówcy "Rz", zdarza się, że lżej ranni na misjach nie zgłaszają problemów ze zdrowiem lub je bagatelizują. Robią to ze względu na pieniądze. To, co zarobią na zagranicznej misji, przekracza bowiem ewentualne odszkodowanie, które mogliby uzyskać.
– Jest jeszcze presja środowiska, aby nie przyznawać się do swoich bolączek. Żołnierz, który dał się zranić, jest uważany przez kolegów za kogoś gorszego – mówi jeden z wojskowych. Jak wygląda procedura określania, czy żołnierz został na misji ranny i w jakim stopniu? Po pierwsze, gdy dochodzi do jakiegoś incydentu, specjalna komisja lekarska musi zbadać biorących w nim udział i przygotować protokół, który następnie żołnierze podpisują. Potem, na podstawie tego dokumentu, poszkodowany może dochodzić odszkodowania od Ministerstwa Obrony oraz renty z ZUS. Musi stawać przed kolejnymi komisjami. Ma na to trzy lata od zdarzenia. Jeśli konsekwencje odniesionych ran ujawnią się później, pieniędzy nie dostanie.
– Niestety, często dochodzi do sytuacji, że żołnierz na misjach traci np. słuch, ale do kraju wraca bez protokołu z badania, który powinien być spisany na miejscu. A bez niego nie może się ubiegać o przysługujące mu świadczenia – mówi st. szer. ndt. w stanie spoczynku Daniel Kubas, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju. – Ostatnio coraz więcej takich żołnierzy zwraca się do nas z prośbą o pomoc – podkreśla. Teraz MON pracuje więc nad zmianami, które mają ułatwić żołnierzom dochodzenie swoich praw. Ma to uregulować ustawa o weteranach misji pokojowych i stabilizacyjnych. Nadal podstawą ubiegania się o świadczenie będzie orzeczenie lekarskie. – Wysokość odszkodowania będzie zależała od uszczerbku na zdrowiu – mówi Kobus. Co się zmieni? Żołnierze będą mogli uzyskać świadczenia na stałe, jeśli komisja przyzna im status weterana. – Ogromnym problemem tych, którzy zostali ranni na misjach, jest to, że ZUS odbiera lub zmniejsza przyznane im wcześniej renty – podkreśla Kobus.
Propozycje są już przygotowane. Teraz ustawa trafiła do uzgodnień międzyresortowych. Zdaniem gen. Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych, zmiany są konieczne. – Wojskowa służba zdrowia tkwi nadal w czasach głębokiego PRL i nie przystaje do standardów NATO – ocenia.
I podkreśla, że różnice w wojskowych statystykach i definicjach rannych, jakie stosują różne instytucje, nie służą ani żołnierzom, ani wizerunkowi armii.