Andrzej Kiński, redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa", uważa, że armia wcale może nie zaoszczędzić tych pieniędzy. – Podejrzewam, że jeśli wojsko będzie chciało zbudować ośrodek szkolenia tak profesjonalny jak w Siemianowicach, to niestety będzie też musiało sporo w to zainwestować. Kupić m.in. symulatory z prawdziwego zdarzenia – podkreśla.
Ppłk Szulejko twierdzi, że wojsko ma odpowiedni sprzęt i ludzi do szkolenia na rosomakach.
Ale sami żołnierze, którzy mają się tym zająć, nie są tak optymistyczni. – Na kolanie napisano program szkolenia i kazano mam go wykonać – ujawniają „Rz". – Najgorsze jest to, że mamy wyszkolić żołnierzy, którzy teraz jadą do Afganistanu. A jeśli coś się stanie? Przecież to my będziemy za to odpowiedzialni.
– Szkolenie na zasadzie „uczył Marcin Marcina", szczególnie w Siłach Powietrznych, pokazało, jak tragiczne może to mieć konsekwencje – mówi Walczak.
CASA, Bryza, Tu-154M
Oszczędności w szkoleniu najtragiczniejsze okazały się w Siłach Powietrznych. Braki sprzętu, symulatorów, odpowiedniej liczby wylatanych godzin zakończyły się kilkoma tragicznymi katastrofami lotniczymi. Złe wyszkolenie załogi było, zdaniem komisji, przyczyną katastrofy CASY w 2008 r., w której zginęło 20 lotników. Do podobnych wniosków komisja doszła po zbadaniu katastrofy samolotu Bryza w 2009 r. na lotnisku Gdynia – Babie Doły, gdzie zginęła czteroosobowa załoga. Tragedia pod Smoleńskiem samolotu Tu-154M z 10 kwietnia 2010 r. (zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński) nadal jest badana. Ale wielu ekspertów uważa, że oszczędności w szkoleniu pilotów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego mogły przyczynić się do tragedii. Wytknięto np., że w 2007 r. resort obrony rezygnował ze szkoleń na symulatorach, jakie polscy piloci Tu-154M odbywali w Rosji. —e.ż.