Stało się to w niedzielę, w Święto Lotnictwa, na uroczystej ceremonii zamknięcia prestiżowego Moskiewskiego Salonu Lotniczego MAKS. Dzień po tym, jak atomowy okręt podwodny „Jurij Dołgorukij" musiał zawrócić do bazy, bo z powodu awarii nie zdołał odpalić eksperymentalnej rakiety Buława. I w trzy dni po tym, jak Rosja straciła, zaraz po starcie, sputnik Ekspress AM4.
Międzykontynentalna buława ma przenosić rosyjskie głowice jądrowe; już w przyszłym roku ma wejść do użytku, mimo że z dotychczasowych 14 próbnych wystrzeleń za udane uznano tylko siedem. Sputnik, którego start był szeroko reklamowany w rosyjskich mediach, miał być największym i najlepiej wyposażonym telekomunikacyjnym satelitą, wystrzelonym kiedykolwiek przez państwo europejskie.
T-50 zaś to nadzieja rosyjskiego lotnictwa wojskowego. Planowany jako eksportowy hit rosyjskiej zbrojeniówki, pokryty zaawansowanymi nanomateriałami, reklamowany jako tak awangardowy, że zdejmuje z pilota ciężar pilotażu i pozwala mu skupić się wyłącznie na walce. Jego pierwszy publiczny lot – udany – odbył się dwa dni temu, również w czasie zamykanego w niedzielę salonu. Obserwował go sam premier Władimir Putin.
T-50 Rosjanie uważają za odpowiednik – i to pod względem kilku ważnych parametrów lepszy – jedynego obecnie na świecie myśliwca piątej generacji, amerykańskiego F-22 Raptor. Przy czym pomijają z reguły fakt, że amerykański samolot jest na stanie US Air Force od 2005 roku, a w 2016 roku w USA ma wejść do użytku myśliwiec szóstej generacji – F-35. W tym samym 2016 roku, kiedy zgodnie z rosyjskimi planami do użytku ma wejść T-50, który w tym momencie będzie już o generację starszy.
W niedzielę T-50 ruszył po pasie startowym, po chwili obserwatorzy usłyszeli niezbyt głośny huk. Pilot, doświadczony oblatywacz Siergiej Bogdan, zaczął hamować. Wypuścił spadochron hamujący, pomimo to udało mu się zatrzymać dopiero na skraju pasa. Przyczyną awarii było, jak podano, niewłączenie się automatyki prawego silnika.