Zamykane bądź zawieszane oddziały to tylko wierzchołek góry lodowej. Brak lekarzy sprawia, że część placówek ogranicza liczbę łóżek, np. anestezjologicznych, na których leżą pacjenci po operacjach. Efekt? Choć oficjalnie oddział funkcjonuje, zabiegów jest mniej nawet o 50 proc.
Cenny spokój
Narodowy Fundusz Zdrowia uspokaja, że nie maleje liczba świadczeń.
– W ciągu ostatnich kilku lat liczba hospitalizacji pozostaje na niezmiennym poziomie ponad 11 mln. W 2017 r. było ich 11 045 446, w 2018 r. – 11 220 204, a w pierwszej połowie tego roku – 5 608 373. Dane te wyraźnie pokazują, że pacjenci mają zagwarantowany dostęp do leczenia szpitalnego – zapewnia Andrzej Troszyński, rzecznik NFZ.
Dyrektorzy szpitali przyznają jednak, że zarówno zawieszenia oddziałów, nawet te na miesiąc czy dwa, jak i ograniczanie liczby łóżek na poszczególnych oddziałach wydłużają kolejkę do zabiegów planowych i zmuszają do odsyłania przypadków pilnych do innych placówek.
Czytaj też: Katastrofalna sytuacja finansowa szpitali w Polsce - milion od ministerstwa nie uratuje lecznic