W połowie roku jedno miasto miało więcej niż 50 proc. długów wobec dochodów – raportuje resort finansów. Najprawdopodobniej był to Kraków. Z informacji zebranych przez „Rz” do końca roku mogą dołączyć do niego: Toruń, Wrocław, Bydgoszcz, Warszawa i Poznań.
O ile w przypadku Warszawy czy Poznania do limitu zadłużenia dla samorządów (60 proc. dochodów w danym roku bez uwzględniania zobowiązań zaciągniętych na realizację projektów współfinansowanych z UE) pozostaje jeszcze spora przestrzeń, o tyle Kraków i Toruń balansuję na granicy. Wystarczy, że ich dochody będą niższe od zaplanowanych o kilkadziesiąt milionów złotych, a misterny plan legnie w gruzach. Z szacunków „Rz” wynika, że w Krakowie wystarczą wpływy mniejsze o 210 mln zł, a w Toruniu – o 33,5 mln zł.
– Ryzyko, że dochody będą mniejsze i nasze zadłużenie przekroczy limit oczywiście istnieje – przyznaje – Bolesław Tymolewski, skarbnik Torunia. – Ale to ryzyko jest pod kontrolą. Oceniamy, że wpływy z podatku PIT i CIT mogą być na koniec roku nawet o 60 – 100 mln zł niższe, niż planujemy. Dlatego maksymalizujemy dochody z innych źródeł – przekonuje Lesław Fijał, skarbnik Krakowa.
Większość miast w ankiecie „Rz” sygnalizuje, że to właśnie mniejsze od zakładanych wpływy z podatków dochodowych od osób fizycznych i prawnych są główną bolączką samorządów. Także resort finansów przyznaje, że o ile dochody z podatku VAT są wyższe od planowanych, o tyle z PIT i CIT – niższe.
Co grozi za przekroczenie limitów zadłużenia? Samorząd nie może ogłosić bankructwa. Może za to mieć problemy z uzyskiwaniem kolejnych kredytów czy kontynuowaniem inwestycji. Władze lokalne muszą przedstawić program naprawczy. Zarządowi, który doprowadził do przekroczenia wskaźników, grozi odwołanie, a w mieście może zostać ustawiony zarząd komisaryczny.