Ale kiedy jednym chórem na poważne kłopoty finansowe zaczynają narzekać prezydenci największych polskich metropolii, nie można udawać, że nic się nie dzieje. Zwłaszcza że są to politycy poważni, którzy od lat cieszą się renomą znakomitych gospodarzy miast, i że wyraźnie wskazują osobę odpowiedzialną za nadchodzącą katastrofę. Prezydenci wielkich polskich miast skarżą się, że przez doktrynalny upór Jacka Rostowskiego  nie będą mogli zbudować obwodnic, mostów czy dworców.

Resort finansów broni się przed zarzutami i trzeba przyznać, że ma sporo racji. Nowa reguła wydatkowa dla samorządów jest potrzebna, deficytu w finansach publicznych trzeba pilnować, nieważne, czy na szczeblu gminy, czy całego kraju. Inaczej kończy się tak jak w dolnośląskim Ożarowie rządzonym w latach 1990 – 2001 przez Zbigniewa Chlebowskiego. Późniejszy prominentny polityk PO wydał tam lekką ręką na inwestycje tyle pieniędzy, że Ożarów okazał się niewypłacalny. Troska ministra finansów jest więc zrozumiała.

Tyle że za budżetowe kłopoty miast i gmin w Polsce  w dużym stopniu odpowiada rząd. To gabinet Platformy Obywatelskiej wyspecjalizował się w spychaniu na samorządy kolejnych obowiązków: jak nie finansowania szkół, to utrzymywania szpitali, jak nie organizowania klas dla sześciolatków, to szukania własnych pieniędzy na inwestycje unijne.

Nie dziwię się więc, że samorządowcy mają dość – ciągle dowiadują się, że mają robić więcej, ale za te same lub nawet mniejsze pieniądze.  W tej sytuacji nowa, ostrzejsza reguła wydatkowa dla gmin może być dla inwestujących mimo to lokalnych władz ciosem zabójczym.

Nie warto iść tą drogą. Wystarczy już, że nieudolna władza nie jest w stanie na czas zbudować autostrad, lotnisk  i gazoportów. Niech przynajmniej nie przeszkadza w rozwoju tym, którzy mają siłę  i ochotę coś jeszcze robić.  Polska zasługuje na cud gospodarczy, a nie na miano kraju wielkich rezygnacji zamiast wielkich inwestycji.