Za nami pierwszy po odmrożeniu turnus w sanatoriach. Przed jego rozpoczęciem szefowie uzdrowisk obawiali się niskiej frekwencji. W pierwszych dniach turnusu w niektórych sanatoriach było tylko 30 proc. kuracjuszy. Jak frekwencja wygląda dziś?
Jest nieco lepsza, niż się spodziewaliśmy, i kształtuje się średnio na poziomie 60 proc., choć są ośrodki, w których jest znacznie niższa. Pierwszy turnus nie jest jednak miarodajny, jeśli chodzi o prognozy na cały sezon. Na początku czerwca poziom lęku u wyjeżdżających był znacznie wyższy niż teraz. Byliśmy świeżo po izolacji społecznej z powodu koronawirusa, wiele osób rezygnowało z wyjazdu w strachu przed zakażeniem. Dla wielu przeszkodą mogły się okazać problemy organizacyjne – nie byli w stanie dotrzeć do punktu wymazowego, w którym pobierano materiał do badania w kierunku koronawirusa. A tylko osoby z ujemnym wynikiem testu finansowanego przez Narodowy Fundusz Zdrowia mogą przyjechać na turnus.
Czytaj także: Koronawirus: pacjenci rezygnują z pobytu w sanatorium
NFZ zapewniał w czerwcu, że 217 punktów wymazowych, jakie uruchomił w całym kraju, pozwoli przetestować wszystkich kuracjuszy.
Pamiętajmy, że osoby korzystające z pobytów sanatoryjnych na koszt NFZ to głównie ludzie starsi, często mocno schorowani. Jeśli mieszkają w odległych częściach województwa, trudno im dotrzeć do punktu wymazowego, bo najczęściej tworzono go w mieście wojewódzkim. Z Muszyny do Krakowa, gdzie znajduje się najbliższy punkt, jest aż 160 km. Nie sądzę, by wielu starszych mieszkańców zdecydowało się na taką podróż. Zwłaszcza teraz, kiedy komunikacja powszechna jest ograniczona z powodu pandemii. Nie w każdym gospodarstwie jest samochód, a nawet jeśli jest, to domownicy mogą nie mieć całego dnia na wyprawę na badanie.