Już w tym tygodniu pod obrady rządu może być skierowany projekt nowelizacji ustawy o specjalnych strefach ekonomicznych. Zmiany w przepisach mają pomóc inwestorom przezwyciężyć skutki kryzysu. Chodzi m.in. o zgodę na redukcję planowanego zatrudnienia, nieprzystającego do obecnego wykorzystania zdolności produkcyjnych. Nie będzie jednak ułatwień w obejmowaniu strefowymi przywilejami nowych gruntów.
Tymczasem brak atrakcyjnych terenów to dla części stref coraz poważniejszy problem. Zwłaszcza że inwestycji jest mniej. W styczniu i lutym liczba wydanych zezwoleń była niewielka – dominowały projekty warte do kilkunastu milionów złotych. Przykładowo w strefie warmińsko-mazurskiej, która w ubiegłym roku wydała zezwolenia na blisko 400 mln zł, od stycznia podpisano dwie umowy warte 9 mln zł.
Według resortu gospodarki w końcu stycznia łączny obszar 14 stref wynosił ponad 13 tys. hektarów (rok wcześniej było to 12,6 tys. hektarów), z czego zagospodarowano blisko 70 proc. – Problem w tym, że wolne tereny nie są dla inwestorów atrakcyjne – zaznacza Marek Sienkiewicz z Deloitte. Według Pawła Tynela z Ernst & Young tylko jeden na trzech nowych inwestorów wybiera grunt dostępny w strefie. – Pozostali dwaj chcą wejść do strefy ze swoimi terenami, ale rozpatrzenie takich wniosków zabiera dużo czasu – mówi Tynel.
7 miesięcy trwało rozpatrzenie wniosku o poszerzenie granic starachowickiej strefy
Na wydanie decyzji o objęciu jakiegoś gruntu strefą potrzeba co najmniej pół roku, często zabiera to rok. Strefa starachowicka składała ostatni wniosek o zmianę granic w czerwcu ubiegłego roku, a decyzje weszły w życie w styczniu, czyli po siedmiu miesiącach.