Gmina, która wydała błędne zaświadczenie, że działka ma charakter budowlany, musi zwrócić nabywcom nieuzasadnioną część ceny. To sedno najnowszego wyroku Sądu Najwyższego, pokazujące granice odpowiedzialności na styku obywatel–urzędnik.
Nie sprawdzili
Janusz i Bożena S. kupili w 2003 r. działkę o powierzchni 1500 mkw. jako budowlaną. Sprzedająca przedstawiła im bowiem zaświadczenie z gminy, że zgodnie z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego jest ona przeznaczona na cele zabudowy jednorodzinnej, zagrodowej i nieuciążliwe usługi. Podpisał je starszy specjalista ds. budowlanych. Dopiero po pięciu latach, kiedy państwo S. zamierzali ją wykorzystać, dowiedzieli się, że plan wyłącza jej zabudowę. Tak było też w momencie jej zakupu.
Działka rolna warta ok. 1 tys. zł została zatem kupiona jako budowlana za 32 tys. zł. Teraz jako rolna warta jest 4 tys. zł, a jako budowlana – 110 tys. zł. I o tę różnicę (106 tys. zł) Janusz i Bożena S. pozwali gminę. Sąd Okręgowy w Kielcach uznał szkodę i zasądził od gminy na ich rzecz połowę kwoty (53 tys. zł). Uznał, że gmina przyczyniła się w 50 proc. do powstania szkody.
Z kolei Sąd Apelacyjny w Krakowie uznał, że szkodą jest różnica między ceną działki rolnej a tą, którą nabywcy faktycznie zapłacili, czyli 31 tys. zł. Z tym że kwotę tę trzeba zwaloryzować o inflację (wskaźnik GUS z lat 2003–2011 – 23,5 proc.), co dało 38 tys. zł. SA uwzględnił też przyczynienie się kupujących do szkody, ale tylko w 10 proc. Wytknął im, że niedbale podeszli do transakcji. Ich wątpliwości powinno wzbudzić położenie działki – 150 m od czynnej kopalni marmuru, samosiejki i brak zabudowań. Wskazane było też przejrzenie księgi wieczystej, w której, tak jak w rejestrze gruntów, działka figurowała jako rolna.
Zaufanie do urzędu
Sąd Najwyższy nie dopatrzył się przyczynienia i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy (III CSK 79/13).