Reklama

Pakiet onkologiczny szkodzi, zamiast pomagać

Pierwsze placówki medyczne chcą wypowiadać umowę z NFZ, bo nie dotrzymają terminów.

Aktualizacja: 04.02.2015 20:00 Publikacja: 04.02.2015 19:19

Pakiet onkologiczny szkodzi, zamiast pomagać

Foto: www.sxc.hu

Po miesiącu obowiązywania pakietu onkologicznego widać, że nie działa on sprawnie. Pierwsze placówki chcą odstąpić do umowy z NFZ, nie mogąc wyrobić limitu przyjęć pacjentów z zielonymi kartami od lekarzy rodzinnych. Ci wystawiają ich za mało. Ponadto większość pieniędzy idzie na pacjentów przychodzących pierwszy raz. Efekt? Kolejki dla tych już leczonych wydłużyły się. Raport fundacji Watch Health Care pokazuje, że kolejki w styczniu w porównaniu do ubiegłego roku nie zmniejszyły się. Maciej Piróg, doradca społeczny prezydenta Bronisława Komorowskiego ds. zdrowia, wśród słabych punktów pakietu wymienia właśnie skupienie się na pacjentach rozpoczynających terapię i niedostateczną uwagę dla tych, którzy już są leczeni.

Nie chcą kontraktów

Pomorski Związek Pracodawców Ochrony Zdrowia przygotowuje szablon wypowiedzenia umowy z NFZ na nielimitowaną onkologię.

– Część poradni podjęła decyzję o odstąpieniu, bo nie zdoła dotrzymać dziewięciotygodniowego terminu na potwierdzenie, że pacjent przychodzący z kartą diagnostyki i leczenia onkologicznego (DiLO) ma nowotwór – mówi Jan Tumasza, szef pomorskiej organizacji.

Z tego samego powodu umowę z NFZ chciałaby wypowiedzieć Klinika Hematologii i Transplantacji Szpiku Szpitala Klinicznego Przemienienia Pańskiego w Poznaniu

– Decyzja zależy od dyrekcji, ale ja już dawno wypowiedziałbym umowę na hematologię. Te przepisy blokują leczenie pacjentów, którzy zaczęli je jeszcze w 2014 r. Pierwszeństwo przyjęcia mają chorzy z kartami DiLO, którzy się do nas nie zgłaszają – mówi prof. Mieczysław Komarnicki, hematoonkolog z poznańskiego szpitala klinicznego. Do przyszpitalnej poradni hematoonkologicznej „starzy" pacjenci są zapisywani dopiero na luty 2016 r.

Reklama
Reklama

Co raz dłuższe kolejki ustawiają się też w Wojewódzkim Centrum Onkologii w Gdańsku. Zdarzało się, że nawet 900 osób dziennie czatowało w lecznicy, by zapisać się na wizytę. To dwa razy więcej niż przed kilkoma miesiącami.

– Chorzy przeżywają gehennę. Przyjmuję pacjentów, którzy powinni mieć zrobione badanie za miesiąc, a słyszą, że termin jest dopiero na czerwiec – tłumaczy prof. Jacek Jaseem kierownik Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, który konsultuje pacjentów w WCO.

Kłopoty szpitali biorą się stąd, że większość kontrakt na onkologię ma podzielony. Z reguły 70 proc. funduszy jest na pacjentów rozpoczynających leczenie, a reszta na kontynuujących. I o ile duże kliniczne szpitale czy centra onkologii mogą nie mieć kłopotów z realizacją kontraktu, bo do nich zawsze zgłasza się wielu chorych, o tyle małe, powiatowe już tak.

– Mamy zakontraktowane na miesiąc ponad 30 proc. procedur w pakiecie, czyli 30–35 operacji. Jeśli ich nie wykonamy, bo nie zgłoszą się pacjenci z kartami DiLO, nie możemy leczyć bezlimitowo. Absurdem jest, że jako specjalista nie mogę wystawić pacjentowi karty w celu prowadzenia diagnostyki podstawowej. Muszę mieć już potwierdzony nowotwór. A to jest możliwe dopiero w trakcie leczenia – mówi ordynator jednego z powiatowych szpitali, który woli pozostać anonimowy.

Brak wytycznych

Karty DiLO w razie podejrzenia raka mogą wystawić tylko lekarze rodzinni. A ci nie kwapią się. – Minister nie określił, na jakie badania w podstawowej opiece zdrowotnej wysłać pacjenta, by wykryły nowotwór – tłumaczy Tumasza.

I pytają, co mają zrobić np. z pacjentką, która twierdzi, że ma guzek na piersi, i chce uzyskać kartę. Nie wiedzą, na jakie badanie ją skierować, by potwierdzić podejrzenie, a na mammografię nie mogą. Dlatego chcą, by także lekarz specjalista wystawiał kartę, gdy podejrzewa raka.

Reklama
Reklama

Z danych NFZ wynika, że lekarze rodzinni wystawili do tej pory 8 tys. kart DiLO, a specjaliści w szpitalach aż 26 tys. osób potwierdzili nowotwór. Pacjentów jednak mała liczba kart od lekarzy rodzinnych nie odstrasza.

– To dopiero miesiąc funkcjonowania przepisów. Widzimy, że w niektórych obszarach kolejki nieco się zmniejszyły, np. w leczeniu jelita grubego – ocenia Szymon Chrostowski, szef Koalicji Pacjentów Onkologicznych.

Mniejsze, powiatowe szpitale borykają się też z kłopotami technicznymi. Zgodnie z przepisami każda z placówek, która podpisała umowę na leczenie w pakiecie onkologicznym, musi powołać konsylium. Ten kilkuosobowy zespół specjalistów ma ustalić indywidualny plan leczenia dla każdego pacjenta. Nie wszystkie placówki temu sprostają. W skład konsylium musi wchodzić onkolog kliniczny i radioterapeuta, a tych jest bardzo mało. – Nie mamy takiego specjalisty i trudno znaleźć chętnego z innych ośrodków. To też jest błąd, bo na wstępnym etapie diagnozy nie zawsze jest potrzebna opinia radioterapeuty – dodaje ordynator.

Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann powiedział wczoraj, że dopiero po pierwszym kwartale resort będzie mógł podsumować pierwsze działania pakietu i korygować go.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki k.nowosielska@rp.pl

Prawnicy
Waldemar Żurek zabrał głos. Przestrzegł niektórych polityków
Prawnicy
Wszystkie wyzwania ministra Waldemara Żurka. Czy znajdzie plan B?
Sądy i trybunały
Barbara Piwnik: Nominacja dla sędziego Żurka zaostrzy podziały w środowisku
Prawo rodzinne
Wysokość alimentów na dziecko. Ministerstwo wyśle sądom tabelki
Prawo dla Ciebie
Trafiła do domu pomocy społecznej bez swojej zgody. Co orzekł Trybunał?
Reklama
Reklama