Wydawałoby się, że rozmowa o aktualnych problemach kultury języka daleka jest od języka urzędowego. Nic bardziej mylnego. W błyskotliwej, inteligentnie moderowanej rozmowie omawiane są kwestie, z jakimi najczęściej borykają się w swoich tekstach również pracownicy administracji państwowej wszystkich szczebli. Język urzędowy przecież, mimo specyficznego słownictwa, charakterystycznych frazeologizmów i niewielkiej liczby niecodziennych konstrukcji gramatycznych, rządzi się tymi samymi prawami i cierpi na te same dolegliwości, co język ogólny.
Język urzędowy, podobnie jak język ogólny, opisuje otaczający nas świata we wszystkich jego aspektach, tyle że przez pryzmat dość ściśle określonych norm. Jednak to nie tylko twardy język ustaw, komentarzy i rozporządzeń, ale także oficjalnych pism, korespondencji i opinii, które – zdarza się – odnoszą się do zjawisk, które się jeszcze nie zakorzeniły trwale w otaczającym nas świecie.
Należy pamiętać, że język się zmienia, odzwierciedlając nasze sympatie geopolityczne, trendy kulturowe i modowe, poziom wykształcenia użytkowników, stara się nadążyć za wciąż zmieniającą się rzeczywistością. Mogą to być nowe technologie, instrumenty finansowe, zawody czy role społeczne. Mogą to być również nowe regulacje prawne, które łatwiej zacytować wprost, niż ryzykować ich omówienie. Ucieczka w sferę języka skodyfikowanego, która wydaje się być często jedynym wyjściem, pozwala zachować powagę wypowiedzi, uniknąć wieloznaczności, zapewnić szybkie odwołanie do źródeł prawa. Tymczasem obowiązkiem urzędnika rozmawiającego z klientem, a tym bardziej sporządzającego pismo, jest formułowanie wypowiedzi w taki sposób, aby być zrozumianym, wyjaśnić, co się kryje za często dość hermetycznymi konstatacjami zawartymi w ustawach i rozporządzeniach.
Każdy z nas od czasu do czasu załatwia jakieś sprawy, zwraca się do urzędów, koresponduje z bankami. Uczestniczymy w sprawach spadkowych, nabywamy mieszkania, otrzymujemy pisma informujące nas o nowych możliwościach rozliczeń czy też sposobie naliczenia np. emerytury itd. Ile razy zdarzyło się, że stanęliśmy przed ścianą słów, z których każde z osobna rozumieliśmy, a w sumie niestety nie? A jak często po prostu odłożyliśmy to pismo do szuflady, co nie zawsze się dobrze kończyło?
Jeżeli na dodatek taka oficjalna wypowiedź pełna jest różnorodnych błędów czy niezręczności językowych, tym trudniej odczytać jej znaczenie.