Leszek Świętalski: Zmiany w kodeksie wyborczym mogą odbić się czkawką

Widać, że ten projekt pisały osoby, które nie mają pojęcia o tym, jak od strony technicznej organizuje się wybory, szczególnie w małych miejscowościach – wskazuje Leszek Świętalski, Dyrektor Biura Związku Gmin Wiejskich Rzeczypospolitej Polskiej.

Publikacja: 02.01.2023 07:27

Leszek Świętalski: Zmiany w kodeksie wyborczym mogą odbić się czkawką

Foto: Adobe Stock

Propozycja zmian w kodeksie wyborczym przewiduje po stronie gmin, w których nie ma regularnej komunikacji publicznej, obowiązek zapewnienia bezpłatnego transportu i to nie tylko dla osób powyżej 60. roku życia lub z niepełnosprawnością, ale wszystkich wyborców, jeśli lokal jest oddalony ponad 1,5 km od najbliższego przystanku. Czy to zadanie możliwe do zrealizowania?

Problem dotyczy głównie osób z niepełnosprawnościami, bo nie zawsze można przewieźć je zwykłym busem. Często wymaga to specjalnie przystosowanego pojazdu oraz asysty, szczególnie w przypadku niepełnosprawności ruchowej. Podejrzewam, że w wielu miejscach może nie być tylu samochodów spełniających wymagania. Patrząc na tę propozycję, od razu widać, że pisały to osoby, które nie mają pojęcia o prowadzeniu wyborów z technicznego punktu widzenia. Podobnie jest z wymogami dla lokali wyborczych (tych, które są, a co dopiero nowo utworzonych). Dziś mamy oczywiście do czynienia z wykluczeniem komunikacyjnym, jeśli chodzi o komunikację publiczną, ale nie pod względem liczby samochodów przypadających na rodzinę lub osobę fizyczną. To są pomysły rodem z PRL. Wiele gmin próbowało w czasie wyborów organizować taką pomoc transportową na własną rękę, ale to było w praktyce wydawanie pieniędzy na nic, bo nie przekładało się to na zwiększenie frekwencji. Z drugiej strony w projekcie mowa o „zagęszczeniu” lokali wyborczych i zwiększeniu liczby komisji. Ale albo to, albo obowiązek dowozu – inaczej nie ma to sensu.

Lokale wyborcze będzie można tworzyć dla okręgów liczących co najmniej 200 mieszkańców (dziś co najmniej 400). Czy w tak małych ośrodkach znajdą się miejsca odpowiednie na urządzenie takiego lokalu?

W ramach inwestycji strategicznych przewidzianych w Polskim Ładzie pojawiały się też dofinansowania na budowę świetlic w miejscowościach zamieszkanych przez 30 parę rodzin. Moim zdaniem to marnotrawstwo pieniędzy, bo nawet jak taka powstanie, to trzeba ją jeszcze utrzymać. Świetlica, która służy do okazjonalnych wesel, spotkań lub komunii, to nieporozumienie – ona powinna być czynna codziennie i zapewniać choćby minimalny program dla uczniów. Jednak nie wszędzie ludzie są tak rozrzutni i w wielu miejscowościach o takiej liczebności nie będzie miejsc nadających się na lokal wyborczy. Bo pamiętajmy, że one również muszą być przystosowane dla osób z niepełnosprawnościami (podjazd, rampa, szerokie drzwi, brak dodatkowych przeszkód). Lokal wyborczy powinien bowiem spełniać takie same standardy, jak każdy inny obiekt użyteczności publicznej. To pokazuje dyletanctwo projektodawców, którzy nie „zmapowali” problemów, nie oszacowali ich skali, nie odpowiedzieli sobie na wiele pytań. Po prostu ktoś wymyślił, że jak się skoreluje te przejazdy z mszami, a najlepiej jeszcze zorganizuje lokale w kruchtach kościelnych, to będzie najlepiej dla rządzących. A może im się to odbić czkawką. Sami więc budują piramidalne problemy, a później winna będzie administracja gminna, w którą łatwo jest bić, bo nie potrafi czegoś zorganizować. A ona nie tyle nie potrafi, co często żal jej pieniędzy.

Czytaj więcej

Wybory samorządowe dopiero w 2024 r. PiS odrzucił sprzeciw Senatu.

Jak w praktyce wygląda finansowanie takich wydatków? Obciąża to budżet państwa, a nie poszczególnych gmin?

Organizację wyborów jako zadanie zlecone finansuje wojewoda, ale w praktyce jest to zunifikowana kwota przeznaczona na każdy lokal, szczególnie w zakresie jego wyposażenia. Więc w jednym to wystarczy, w drugim nie. Z pewnością należy założyć, że gminy nie dostaną pieniędzy na utworzenie (zbudowanie) nowego lokalu od podstaw w miejscowościach, gdzie ich nie ma. Pamiętajmy, że protokoły są teraz elektroniczne, a więc potrzeba sprzętu komputerowego, osoby, która umie go obsługiwać w komisji, dostępu do internetu… Więc jeśli już i tak wozimy wyborców, to wieźmy ich do przestronnego i dobrze wyposażonego lokalu, a nie organizowanego „na jeden raz”. Musimy też brać pod uwagę, że wciąż jest wiele białych plam, jeśli chodzi o zasięg internetu czy nawet telefonii komórkowej. Do takich lokali będzie trzeba prowadzić linie stacjonarne. Ponadto jeśli wiele gmin będzie wynajmowało środki transportu na ten sam dzień, ich cena może wzrosnąć, pieniędzy od wojewody nie wystarczy i będzie trzeba dopłacić.

Jak wcześniej rozwiązywano problem braku dostępu do internetu? Przecież występował on także wcześniej i to pewnie nawet w większym stopniu.

Najczęściej dyslokując w gminie różnego rodzaju obiekty publiczne, uwzględniano bardzo wiele elementów – aktywność społeczeństwa, zapotrzebowanie, sieć sołectw, dostęp lokalu do różnych rzeczy – i nigdy nie słyszałem, żeby tych lokali było za mało. Nawet jeśli dochodziło tu do jakiś zmian, to nie miało to tak poważnych skutków. Wzbudzało emocje tylko, gdy wiązało się z podziałem mandatów – np. po redukcji do 15 liczby radnych w gminach do 20 tys. nie można było zapewnić mandatu na każdego sołectwa. Jeśli więc będziemy mieć więcej lokali niż mandatów, to może to negatywnie wpłynąć na frekwencję. Jeśli w danej wsi będzie jasno powiedziane, że nie ma zagwarantowanego miejsca w radzie gminy, to nikt ich nie zagoni do głosowania.

Czy przeciętny wyborca interesuje się taką kwestią, ile mandatów pochodzi z jego lokalu?

Raczej dotyczy to wąskiej grupy osób w mniejszych środowiskach, w których nie ma za dużo przybyszów z zewnątrz – a zatem przede wszystkim sołtysa i rady sołeckiej, ale nie wyborów parlamentarnych. Pamiętam jednak różne głosowania, raz lokali było więcej, raz mniej, nigdy się to nie przekładało na frekwencję. Przed złożeniem projektu nie zbadano w ogóle, czy i w jaki sposób bliskość do lokalu wpływa na chęć udziału w wyborach. Moim zdaniem w żaden. Jeśli ktoś nie uważa, że to jego obywatelska powinność, lub nie został namówiony, to tego nie uczyni. Po to zresztą wprowadzono parę lat temu instytucję głosowania przez pełnomocnika. Ona oczywiście też jest ułomna, bo nie ma pewności, że pełnomocnik zagłosuje tak, jak chciał mocodawca. Dlatego na świecie coraz częściej stosuje się wybory korespondencyjne (z wyprzedzeniem), a nawet elektroniczne. Głosów nie dostarcza się organom administracji, ale konkretnej komisji wyborczej. To rozwiązanie właśnie dla ludzi z problemami ruchowymi lub innymi poważnymi dolegliwościami zdrowotnymi.

I to byłoby organizacyjnie łatwiejsze niż transport do lokali?

Tak, bo samorządy wiedzą, gdzie mieszkają  osoby poważnie chore lub z niepełnosprawnościami. Natomiast oburza mnie, gdy ktoś chce mi wmówić, że osoba 65-letnia bez oznak niepełnosprawności jest w jakiś sposób niesamodzielna. Dlatego obowiązek dowozu nie powinien być powszechny. W głosowaniu korespondencyjnym głosy wysyła się z wyprzedzeniem, przy czym koperty są otwierane dopiero po otwarciu urny, bez żadnych kombinacji i manipulacji. A skoro idziemy w stronę digitalizacji spisu wyborców, to ułatwia to oddanie głosu osobiście, ale poza lokalem wyborczym.

Jednak nie wszyscy mają samochody, a nawet jeśli mają, to dodatkowe spalanie benzyny też może być dla niektórych poważnym wydatkiem…

Ale przecież tak samo ludzie mają problem z dostaniem się do aptek, szkół, ośrodków zdrowia, miejsc pracy. W wielu gminach bardziej opłaca się dla osób z problemami komunikacyjnymi wynająć odpowiednio przystosowane taksówki, z obowiązkiem asysty, doprowadzenia do drzwi i odbioru, niż budować pełny system komunikacji publicznej, żeby autobusem na 100 miejsc jeździły trzy osoby.

Czytaj więcej

PiS chce zmian w kodeksie wyborczym. Mniejsze obwody, większa frekwencja

Prawo do głosowania to jednak podstawowe prawo w demokracji, więc uzasadnione jest, że w tym przypadku państwo powinno szczególnie ułatwiać skorzystanie z niego obywatelom.

Ma pan rację. Ja przecież nie chcę nikogo wykluczać. Ale istnieją w innych krajach wspomniane rozwiązania umożliwiające głosowanie elektroniczne, bez przychodzenia do lokalu. Można też wysłać głos do komisji wyborczej, np. w USA robi się to na trzy dni przed dniem głosowania. Zresztą w krajach uważanych za bardziej demokratyczne głosowanie nie odbywa się nawet w dzień wolny, a frekwencja i tak jest duża. W tych krajach, które stosują głosowania elektroniczne, praktycznie nie dochodzi też do protestów wyborczych. Poza tym mówimy o wykluczeniu komunikacyjnym, a nikt nie przejmuje się wykluczeniem cyfrowym, np. w przypadku ksiąg obiektów czy dokumentów budowlanych wyłącznie w formie elektronicznej – a kto nie umie, niech wynajmie pełnomocnika. Ten projekt to swego rodzaju „wrzutka”, co prawda złożona w terminie, bo ponad pół roku przed wyborami, ale wciąż jako projekt poselski, a więc pozbawiony konsultacji publicznych.

Z jednej strony postuluje pan rozwój głosowania elektronicznego, z drugiej mówi o wykluczeniu cyfrowym i braku internetu w wielu miejscach w Polsce. Jak to pogodzić?

Tam, gdzie nie ma sygnału, można dostarczyć zestaw do głosowania korespondencyjnego, jakkolwiek złe konotacje to wywołuje. Można go przesłać pocztą bez opłat i znaczka do komisji wyborczej. Warunkiem jest tylko, że głos otwiera się po otwarciu całej urny.

Więcej lokali to też więcej osób potrzebnych do komisji. Czy znajdzie się dość chętnych?

To jest temat sam w sobie, w niektórych miejscach już od dawna są problemy zarówno z obsadzeniem komisji, jak i ich składem. Ale nawet jeśli do takiej komisji zgłosiło się dużo nowych osób, bez doświadczenia, to można było je dużo wcześniej przeszkolić. Ponadto gmina zapewnia obsługę informatyczną komisji, w urzędzie dyżurują osoby z dostępem do spisu wyborców oraz pełnomocnik komisarza, którzy w razie problemów udziela odpowiedzi w kwestiach technicznych, wątpliwości interpretacyjnych, dopuszczenia do głosowania, liczenia głosów, sporządzania protokołów. A jeśli dalej są problemy, to kontaktuje się z przedstawicielem Państwowej Komisji Wyborczej w urzędzie wojewódzkim. W pracach komisji bierze też udział przedstawiciel wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. Ale może się okazać, że dotąd w danej gminie było potrzebnych np. 40 członków komisji, a teraz będzie ich potrzebnych 80. Pytanie też, czy za tę samą kwotę pieniędzy ktoś będzie chciał spędzać więcej czasu w lokalu wyborczym.

Zwłaszcza że projekt zakłada, iż każdy głos będzie oceniany przez całą komisję, a nie – jak dziś często bywa – w podgrupach, co może wydłużyć czas liczenia głosów.

Z tym akurat nie było nigdy problemów, może oprócz 2014 r., kiedy źle skonstruowano karty wyborcze, a ponadto zawiodło oprogramowanie. Warto dodać, że stworzenie nowych lokali może nawet negatywnie odbić się na frekwencji, bo człowiek przyzwyczaja się, że głosuje w konkretnym miejscu, tam przyprowadza swoje dzieci, które potem też w nim głosują (jeśli się nie przeprowadzą). Regulowanie tak ważnej sprawy, dotyczącej podstawowych praw w demokracji, na podstawie wniosku poselskiego, wzbudza duże emocje i budzi nieprzyjemne skojarzenia z „wyborami kopertowymi”. Dlatego właśnie tak ważne było, by ten projekt przeszedł konsultacje, by wypowiedzieli się ludzie, którzy na tym zęby zjedli, pełnomocnicy, byli i obecni członkowie państwowej komisji wyborczej, naukowcy, którzy się tym zajmują, rzecznik praw obywatelskich. Wtedy ich opinia byłaby przekonująca nawet dla ludzi o odmiennych poglądach. A tu widzimy braki w samym podejściu do założeń tego projektu. Nie zmierzono zapotrzebowania ani tego, ile to będzie kosztowało, czy nie wylejemy dziecka z kąpielą oraz jak – jeśli w ogóle – przełoży się to na frekwencję.

Leszek Świętalski, Dyrektor Biura Związku Gmin Wiejskich Rzeczypospolitej Polskiej. Samorządowiec, wcześniej był wójtem gminy Stare Bogaczowice na Dolnym Śląsku

Czytaj więcej

PiS chce zmienić sposób liczenia głosów w wyborach. Jest projekt

Propozycja zmian w kodeksie wyborczym przewiduje po stronie gmin, w których nie ma regularnej komunikacji publicznej, obowiązek zapewnienia bezpłatnego transportu i to nie tylko dla osób powyżej 60. roku życia lub z niepełnosprawnością, ale wszystkich wyborców, jeśli lokal jest oddalony ponad 1,5 km od najbliższego przystanku. Czy to zadanie możliwe do zrealizowania?

Problem dotyczy głównie osób z niepełnosprawnościami, bo nie zawsze można przewieźć je zwykłym busem. Często wymaga to specjalnie przystosowanego pojazdu oraz asysty, szczególnie w przypadku niepełnosprawności ruchowej. Podejrzewam, że w wielu miejscach może nie być tylu samochodów spełniających wymagania. Patrząc na tę propozycję, od razu widać, że pisały to osoby, które nie mają pojęcia o prowadzeniu wyborów z technicznego punktu widzenia. Podobnie jest z wymogami dla lokali wyborczych (tych, które są, a co dopiero nowo utworzonych). Dziś mamy oczywiście do czynienia z wykluczeniem komunikacyjnym, jeśli chodzi o komunikację publiczną, ale nie pod względem liczby samochodów przypadających na rodzinę lub osobę fizyczną. To są pomysły rodem z PRL. Wiele gmin próbowało w czasie wyborów organizować taką pomoc transportową na własną rękę, ale to było w praktyce wydawanie pieniędzy na nic, bo nie przekładało się to na zwiększenie frekwencji. Z drugiej strony w projekcie mowa o „zagęszczeniu” lokali wyborczych i zwiększeniu liczby komisji. Ale albo to, albo obowiązek dowozu – inaczej nie ma to sensu.

Pozostało 88% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów