Rząd szykuje redukcje w urzędach

Będą dwie metody cięć w administracji. Pierwsza to zwolnienia i skracanie czasu pracy, druga – blokada naboru

Publikacja: 18.08.2009 07:57

Rząd szykuje redukcje w urzędach

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Prawie połowa (48 proc.) urzędników pracuje w Warszawie (np. centrala ZUS czy NFZ, rząd i ministerstwa). W myśl przygotowanej przez rząd specustawy w sprawie racjonalizacji zatrudnienia w administracji już niedługo co dziesiąty z nich znajdzie się na bruku.

[srodtytul]Dwa sposoby[/srodtytul]

Jak przewiduje projekt, redukcja zatrudnienia będzie mogła przebiegać według dwóch scenariuszy.

[wyimek]31,5 tys. urzędników w całym kraju ma stracić pracę w wyniku planowanej przez rząd redukcji zatrudnienia w administracji[/wyimek]

Pierwszy z nich nie przewiduje prowadzenia zwolnień wśród urzędników, lecz jedynie zablokowanie przez kierownictwo możliwości zatrudniania nowych osób na wakaty, jakie w urzędach powstają w naturalny sposób. Posady zwalniają się najczęściej w wyniku przejścia na emeryturę czy zmiany miejsca zatrudnienia.

Ta metoda przewiduje, że nie będą także zawierane kolejne umowy z osobami zatrudnionymi wcześniej na czas określony. Stracą na tym najbardziej kandydaci na urzędników, którzy dopiero zaczęli pracę w administracji. Dzięki temu urząd nie będzie jednak musiał wypłacać odpraw.

Ten sposób redukcji będzie wymagał czasu (szacuje się, że naturalna rotacja w administracji wynosi 10 proc. rocznie). Trzeba też pamiętać, że na ochotnika najczęściej odchodzą z urzędów najlepsi pracownicy skuszeni wyższymi zarobkami w prywatnych firmach.

Drugi sposób przewiduje rozwiązania siłowe, czyli rzeczywistą redukcję etatów lub zmniejszenie wymiaru czasu pracy urzędników połączone z obcięciem ich wynagrodzeń.

Mają się odbywać na podobnych zasadach jak zwolnienia grupowe w firmach prywatnych, z tą jednak różnicą, że nie będzie miała znaczenia wielkość urzędu ani liczba zwalnianych. Przełożeni będą mieli jedynie obowiązek przedstawienia związkowcom zamiaru zwolnienia nawet jednej osoby, a otrzyma ona odprawę nawet wtedy, gdy urząd zatrudnia poniżej 20 osób.

[srodtytul]Na otarcie łez[/srodtytul]

Odprawy, podobnie jak w przepisach o zwolnieniach grupowych, będą uzależnione od długości stażu pracy urzędnika. Dostanie on jednokrotność wynagrodzenia, gdy był zatrudniony w danej jednostce krócej niż dwa lata. Jeśli jego staż pracy nie przekroczył ośmiu lat, otrzyma odprawę w wysokości dwumiesięcznego wynagrodzenia. Najwyższa, trzymiesięczna odprawa, została przewidziana dla osób ze stażem powyżej ośmiu lat.

Stosujące tę metodę urzędy oprócz konieczności wypłaty ekstra pieniędzy (co obciąży budżet państwa) narażą się także na procesy ze strony zwolnionych. Jeśli ci udowodnią przed sądem, że zostali niesłusznie wskazani jako kandydaci do zwolnienia, mogą liczyć na przywrócenie do pracy lub wysokie odszkodowania. Zarzutów mogą podać wiele: dyskryminacja ze względu na wiek, płeć, poglądy polityczne, wykształcenie.

Z drugiej strony pracę straciliby wówczas najsłabsi pracownicy, a w urzędach zostaliby najlepsi. Łatwiej byłoby więc osiągnąć oczekiwane przez rząd zwiększenie efektywności w administracji pomimo zmniejszenia zatrudnienia.

[srodtytul]Nie wszędzie zwolnienia[/srodtytul]

W myśl projektu nowe przepisy mają zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2010 r. W ciągu miesiąca cała administracja będzie musiała opracować raporty początkowe dotyczące stanu zatrudnienia i planowanych zwolnień. Racjonalizacja ma się zakończyć do 30 czerwca 2010 r.

Kierownicy poszczególnych urzędów będą mogli jednak próbować chronić etaty. W myśl projektu wraz z raportem początkowym mogą bowiem wystąpić o lżejsze traktowanie lub wyłączenie spod racjonalizacji zatrudnienia. Premier ogłosi listę uprzywilejowanych urzędów. Znajdą się na niej te, które udowodnią, że w obecnym stanie osiągają optymalne efekty, a redukcje mogłyby zagrozić bezpieczeństwu państwa, porządkowi publicznemu, ochronie zdrowia lub środowiska.

Z rządowych wyliczeń dołączonych do projektu wynika, że pracę powinno stracić niecałe 9 proc. pracowników administracji, a nie 10 proc., jak wynika z zapowiedzi. Jak widać, rząd przyjął już, że w niektórych urzędach nie uda się przeprowadzić planowanych cięć bez ryzykowania, iż przestaną one prawidłowo działać.

Ponadto nie wszyscy zatrudnieni na czas określony muszą stracić pracę. Pomimo redukcji będą mogli ją zachować ci, którzy mają ponad przeciętne wyniki w pracy.

[ramka][b]Kto będzie ciął etaty, a kto nie[/b]

Posady mogą stracić osoby zatrudnione w:

- Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych

- Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego

- Narodowym Funduszu Zdrowia

- Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów

- Państwowej Inspekcji Pracy

- Instytucie Pamięci Narodowej

- Głównym Urzędzie Statystycznym

- urzędach wojewódzkich.

O zatrudnienie nie muszą się obawiać: sędziowie, prokuratorzy, a także funkcjonariusze policji, ABW, AW, SW, SG, SC, PSP, CBA oraz innych służb mundurowych. Cięcia nie obejmą także np. pracowników uczelni publicznych czy PAN.[/ramka]

Prawie połowa (48 proc.) urzędników pracuje w Warszawie (np. centrala ZUS czy NFZ, rząd i ministerstwa). W myśl przygotowanej przez rząd specustawy w sprawie racjonalizacji zatrudnienia w administracji już niedługo co dziesiąty z nich znajdzie się na bruku.

[srodtytul]Dwa sposoby[/srodtytul]

Pozostało 94% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów