Tegorocznym absolwentom Krajowej Szkoły Administracji Publicznej przedstawiono 79 ofert pracy. Oznacza to, że na jednego słuchacza KSAP przypadały niewiele więcej niż dwie propozycje. Wynika to między innymi z polityki redukcji etatów w urzędach. Mimo że ustawa o racjonalizacji zatrudnienia okazała się niekonstytucyjna, rząd i tak oczekuje od dyrektorów generalnych cięcia etatów. Trudno się więc dziwić, że dyrektorzy urzędów nie są zainteresowani zatrudnianiem absolwentów KSAP.
Brakuje także spójnej polityki zatrudnienia w urzędach. Szef służby cywilnej nie ma instrumentów, którymi mógłby wyegzekwować zatrudnianie absolwentów Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. Może jedynie prosić dyrektorów generalnych urzędów, by ich przyjmowali. Jak widać, nie jest to skuteczne.
Trzecim powodem małego zainteresowania absolwentami KSAP jest ich ogólne wykształcenie administracyjne. Nie są przygotowywani do zajęcia konkretnych stanowisk w konkretnych urzędach, na które jest zapotrzebowanie. Do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej aplikują po różnych kierunkach studiów. W założeniu to właśnie studia powinny ich profilować pod kątem administracji, ale nie zawsze tak jest. Trudno, żeby polonista lub historyk znał się na prawie, informatyce, księgowości czy ekonomii. To utrudnia przedłożenie ofert pracy adekwatnych do umiejętności absolwentów KSAP, które również byłyby dla nich satysfakcjonujące finansowo.
Rozwiązaniem mogłyby być obowiązkowe praktyki w urzędzie, w którym po ukończeniu szkoły dana osoba miałaby być zatrudniona. W ten sposób uczniowie szkoły mogliby poznać specyfikę danego urzędu i stanowiska, a kształcenie straciłoby swój czysto teoretyczny charakter.
Rząd powinien się więc zdecydować, czy chce przede wszystkim redukować zatrudnienie, czy budować sprawną, profesjonalną administrację.