Sędzia SN: podział między nami coraz silniejszy

Spór o zagadnienia formalne zakrywa silny konflikt w Sądzie Najwyższym. Trzeba rozwiązać przyczynę problemu, a nie skupiać się na jego przejawach. Tylko to uzdrowi sytuację.

Aktualizacja: 21.05.2020 06:43 Publikacja: 20.05.2020 21:06

Sędzia SN: podział między nami coraz silniejszy

Foto: Adobe Stock

Zgromadzenie Ogólne SN, którego celem jest wybór pięciu kandydatów na pierwszego prezesa SN, wzbudza niespotykane zainteresowanie opinii publicznej. Skala tego zainteresowania nie jest przypadkowa. Do takiej sytuacji przyczyniła się zapewne decyzja ZO o otwarciu obrad na bezpośrednią transmisję telewizyjną. Bezsprzecznie jednak u źródła owego zainteresowania leży skala napięć, jakie istnieją w samym SN. Transparentność obrad jest niewątpliwie, szczególnie w tej sytuacji, wartością niepodważalną. Ma ona jednak dodatkowe konsekwencje. Jedną z nich jest zdecydowanie większa niż zwykle aktywność medialna samych sędziów, uczestników ZO. Inną jest swoisty szum informacyjny związany z dotychczasowym przebiegiem obrad. Korzystając zatem z drogi wytyczonej przez starszych służbą sędziowską kolegów, po namyśle zdecydowałem się zabrać głos w sprawie wydarzeń, których jestem uczestnikiem.

Nie chcieli wybrać

Kwestią wzbudzającą największe nieporozumienia jest zagadnienie wyboru przez ZO komisji skrutacyjnej (której zadaniem jest zebranie i policzenie głosów oddanych na poszczególnych kandydatów). Swoisty paraliż w tym względzie źle świadczy o uczestnikach obrad i dla wielu obserwatorów może być niezrozumiały. W normalnych warunkach wybór takiej komisji trwa dosłownie kilka minut. Teraz jest inaczej. Zgromadzenie Ogólne dwukrotnie głosowało nad wyłonieniem składu komisji skrutacyjnej. Za każdym razem bez rezultatu. Przy trzecim podejściu wszystkie izby SN zgłosiły po dwóch kandydatów. W konsekwencji przewodniczący obrad sprecyzował, że każdy głosujący będzie wybierał jednego kandydata z każdej izby, a do komisji trafi ten sędzia, który otrzyma więcej głosów. W tym właśnie kontekście pojawiły się gorszące pytania o to, jak oddać głos, jeśli nie chce się poprzeć żadnego z kandydatów. Absurdalność tej sytuacji, i w związku z tym słuszne oburzenie opinii publicznej, najlepiej uzmysławia przełożenie tego typu dylematów na głosowanie w wyborach prezydenckich w sytuacji, gdy wyborca, któremu nie odpowiada żaden z dwóch pozostałych w drugiej turze kandydatów, pytałby, co zrobić, aby uczestnicząc w wyborach, nie poprzeć żadnego z nich. Dotychczas byłem przekonany, że każdy bez wyjątku wie, co należy w takiej sytuacji uczynić, tj. można nie wskazać żadnego kandydata lub wskazać dwóch, a efekt będzie ten sam. Część jednak sędziów wybrała inną drogę – ręcznie dopisując na karcie do głosowania przy nazwisku każdego z kandydatów wyraz „nie". Inni zaś wskazywali kandydatów zgodnie z zasadami podanymi przez przewodniczącego ZO. W tym kontekście przypomnieć należy, że proceder „dopisków na kartach do głosowania" jest znany w polskim prawie i praktyce wyborczej. W doktrynie prawa nie ma sporu, w jaki sposób należy je traktować: nie bierze się ich pod uwagę. Oczywiście sens takiej demonstracji był oczywisty: sędziowie głosujący „z dopiskiem" nie chcieli w ogóle wybrać komisji. Czy takie działanie można uznać za obstrukcję? Moim zdaniem tak!

Czytaj także: Plan Stępkowskiego na wybory I prezesa Sądu Najwyższego

Zastępcze zagadnienie

Przewodniczący Zgromadzenia postąpił zgodnie z obowiązującymi standardami oraz zasadami wyboru komisji skrutacyjnej podanymi do publicznej wiadomości przed rozpoczęciem głosowania. Na podstawie danych z protokołu głosowania ustalił wyniki, uznając głosy pozytywne, nie uwzględniając dopisków. Tak więc komisja skrutacyjna powstała nie wskutek „autorytarnej", indywidualnej decyzji przewodniczącego, ale w drodze głosowania. Osobną, jednak istotną kwestią jest to, jak ocenić działania sędziów liczących głosy, którzy zlekceważyli zarządzenie przewodniczącego ZO.

W tym kontekście warto jednak zadać pytanie, czy aby na pewno przewodniczący mógł zarządzić głosowanie wyłącznie „za" danym kandydatem, wykluczając głosowania „przeciw". Wspomniałem już o wyborach prezydenckich, gdzie głosujemy tylko pozytywnie. Analogiczny sposób głosowania obowiązuje przy wyborach personalnych w SN. Zgodnie z regulaminem SN (DzU z 2018 r., poz. 660) wskazanie kandydatów na pierwszego prezesa SN następuje „przez zakreślenie kółkiem liczby porządkowej przy nazwisku kandydata" (§ 22 ust. 1). Głos jest nieważny, jeżeli „głosujący odda głos na więcej niż jednego kandydata, nie oddał głosu na żadnego kandydata lub użył do zakreślenia innego znaku graficznego" (§ 22 ust. 2). W głosowaniu wyłaniającym kandydatów na pierwszego prezesa SN również nie ma możliwości głosowania przeciw, a jeśli któryś z sędziów uczyniłby na karcie do głosowania dopisek „nie", to należałoby uznać, że oddał głos nieważny. Postępowanie przewodniczącego ZO przy wyborach komisji skrutacyjnej w żaden sposób nie odbiegało od standardu wyznaczonego regulaminem SN. A obowiązuje on w SN od 2004 r. Został wprowadzony, by wyeliminować paraliż trwających wówczas obrad ZO.

Ówczesne ZO było zobowiązane do przedstawienia prezydentowi dwóch kandydatów na pierwszego prezesa SN. W dwukrotnie przeprowadzanych głosowaniach za każdym razem wybierało sędziego L. Gardockiego, blokada następowała zaś przy wyborze drugiego kandydata. W każdym z głosowań ów drugi kandydat (za każdym razem inny sędzia) dostawał więcej głosów „przeciw" niż „za". W takiej sytuacji została zarządzona przerwa w ZO, w trakcie której dokonano zmiany regulaminu SN, eliminując możliwość głosowania „przeciw". Ustanowione wtedy rozwiązania zostały „przeniesione" do obowiązującego regulaminu.

Patrząc z szerszej perspektywy, wydaje się, że problem powołania komisji urósł ponad miarę. Należy sprowadzić całą sprawę do właściwych rozmiarów. Komisja skrutacyjna jest niezbędna do dokonania ważnych, ale jednak technicznych czynności. Każdy z sędziów-członków ZO może bez najmniejszych obaw i zastrzeżeń prawidłowo wywiązać się z obowiązków wynikających z członkostwa w komisji. Nie tu leży źródło napięcia. Mnożenie problemów formalnych przy powoływaniu komisji jest w pewnym sensie zagadnieniem zastępczym i w razie potrzeby ma dawać pretekst do kwestionowania wyboru przez ZO pięciu kandydatów na pierwszego prezesa ZO. Spór o zagadnienia formalne zakrywa więc realny i silny podział w Sądzie Najwyższym między tzw. starymi i nowymi sędziami. W celu uzdrowienia sytuacji w Sądzie Najwyższym należy rozwiązać przyczynę problemu, a nie skupiać się na jego przejawach.

Autor jest sędzią SN w Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych

Zgromadzenie Ogólne SN, którego celem jest wybór pięciu kandydatów na pierwszego prezesa SN, wzbudza niespotykane zainteresowanie opinii publicznej. Skala tego zainteresowania nie jest przypadkowa. Do takiej sytuacji przyczyniła się zapewne decyzja ZO o otwarciu obrad na bezpośrednią transmisję telewizyjną. Bezsprzecznie jednak u źródła owego zainteresowania leży skala napięć, jakie istnieją w samym SN. Transparentność obrad jest niewątpliwie, szczególnie w tej sytuacji, wartością niepodważalną. Ma ona jednak dodatkowe konsekwencje. Jedną z nich jest zdecydowanie większa niż zwykle aktywność medialna samych sędziów, uczestników ZO. Inną jest swoisty szum informacyjny związany z dotychczasowym przebiegiem obrad. Korzystając zatem z drogi wytyczonej przez starszych służbą sędziowską kolegów, po namyśle zdecydowałem się zabrać głos w sprawie wydarzeń, których jestem uczestnikiem.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
ZUS
ZUS przekazał ważne informacje na temat rozliczenia składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Prawo karne
NIK zawiadamia prokuraturę o próbie usunięcia przemocą Mariana Banasia
Aplikacje i egzaminy
Znów mniej chętnych na prawnicze egzaminy zawodowe
Prawnicy
Prokurator Ewa Wrzosek: Nie popełniłam żadnego przestępstwa
Prawnicy
Rzecznik dyscyplinarny adwokatów przegrał w sprawie zgubionego pendrive'a