Cała historia, która doprowadziła do obecnej sytuacji w Trybunale Konstytucyjny, zaczyna się w 2010 r., kiedy prezesem zostaje prof. Andrzej Rzepliński. Jego ambicją jest reforma TK, która ma polepszyć organizację pracy i sprawność orzeczniczą tej instytucji. Zapowiada to na początku kadencji.
Inicjatyw przechodzi bez echa, ale w TK powstają sędziowskie zespoły problemowe, które mijają opracować koncepcje reform na różnych odcinkach działania TK. Oficjalnie inicjatywa zostaje ogłoszona 9 kwietnia 2011 r., podczas dorocznego Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego, premiera Donalda Tuska i przedstawicieli najwyższych władz TK . Prof. Rzepliński informuje wtedy, że prace nad projektem ustawy zostały zakończone. Nikomu nie przeszkadza, że sędziowie sami piszą sobie ustawę, która reguluje również ich sprawy socjalno-bytowe i odpowiedzialność dyscyplinarną. Hasło prezesa o tym „krawiec, który szyje garnitur dla samego siebie”, zostaje przyjęte.
Inicjatywa Rzeplińskiego przyspiesza, gdy rząd zaczyna patrzeć na zegarek
Tak przygotowany projekt w lipcu 2013 r. trafia do Sejmu, jako inicjatywa prezydencka. Miesiąc później rozpoczynają się prace legislacyjne. Posłowie nie spieszą się jednak z jej uchwaleniem. Dopiero nieoczekiwana porażka Bronisława Komorowskiego w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2015 r., który minimalnie przegrał z Andrzejem Dudą, zmienia sytuację. Rządząca większość zaczyna patrzeć na zegarek. W połowie maja podczas prac w komisji sejmowej do projektu ustawy zgłoszono artykuł przejściowy 135, który ustanawiał nowy termin na zgłoszenie kandydatur na stanowiska pięciu sędziów TK, zastępujących sędziów, których kadencje wygasały w 2015 r. W pracach komisyjnych aktywnie uczestniczyli przedstawiciele TK, w tym prof. Andrzej Rzepliński.
Problem w tym, że kadencje trzech sędziów wygasały w czasie VII kadencji, gdy rządziła jeszcze Platforma,natomiast dwie pozostałe – w grudniu 2015 r., czyli już po wyborach i rozpoczęciu VIII kadencji Sejmu wybranego pod koniec października. Wszelkie sondaże wskazywały w tych wyborach na zwycięstwo PiS i porażkę Platformy.
Poprawka zapewniała wybór dwóch sędziów awansem, przez stary, odchodzący układ polityczny. Łamało to obowiązujący do tej pory zwyczaj konstytucyjny. Ustawa zasadnicza nie dawała precyzyjnych wskazań co do wyboru sędziów, pozwalając na pewne interpretacje. Ukształtowana praktyka uzasadniała jednak ich wybór przez rządzącą w danej chwili większość. Od 1997 r. ta ustrojowa zasada, że wybiera ten, kto rządzi,była przestrzegana; mechanizm dawał gwarancję politycznego pluralizmu, który został w 2015 r. zaburzony. Platforma wybrała bowiem sędziów, których kadencja upływała na początku listopada lub w grudniu tego samego roku.