Sąd Najwyższy zdaje się przejmować powoli kompetencje sądu konstytucyjnego, a odwieczne spory o kognicję obu tracą na znaczeniu w obliczu cyklonu, który przetacza się przez ustrój RP. Przykładowo: w wyroku z 17 marca 2016 r. SN samodzielnie stwierdził niekonstytucyjność przepisu, nie fatygując się z odpowiednim pytaniem do Trybunału Konstytucyjnego. W ten sposób w Polsce materializuje się rozproszona kontrola konstytucyjności ustaw. Oczywiście skutki są jeszcze trudne do przewidzenia. Warto się jednak zastanowić, jaki będzie jego efekt, jeżeli chodzi o wnoszenie przez obywateli RP skarg do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Trzeba wyczerpać drogę odwoławczą
Jedną z przesłanek dopuszczenia skargi indywidualnej do strasburskiego sądu jest zgodnie z art. 35 konwencji wyczerpanie krajowych środków odwoławczych. Chodzi tu jedynie o środki dostępne i wystarczające. Muszą się charakteryzować odpowiednią skutecznością. Najwięcej wątpliwości dotyczy oczywiście wszelkich nadzwyczajnych środków zaskarżenia, a w państwach, w których są sądy konstytucyjne, ewentualnych skarg konstytucyjnych.
Zgodnie z decyzją Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawie Szott-Medyńska przeciwko Polsce (nr 47414/99,9 października 2003 r.) w polskim systemie prawnym skarga konstytucyjna mogła być uznana za skuteczny środek w danej sprawie wyłącznie pod pewnymi warunkami. Wynika to z niezwykle wąsko rozumianego modelu skargi konstytucyjnej w ustawie zasadniczej z 1997 r. Aby zatem skarga konstytucyjna spełniała wymogi konwencji, to po pierwsze – orzeczenie, które miało ją naruszyć, musi zostać wydane przy bezpośrednim zastosowaniu niekonstytucyjnego przepisu prawa krajowego. Po drugie – przepisy prawa krajowego muszą przewidywać możliwość wzruszenia orzeczenia wydanego na podstawie niekonstytucyjnego przepisu. Część ofiar naruszeń konwencji praw człowieka musiało zatem przed wniesieniem skargi w trybie art. 34 konwencji wszczynać postępowanie skargowe przed Trybunałem Konstytucyjnym.
Nikt tego nie przewidzi
Nietrudno jednak dostrzec, że w obecnej sytuacji rodzą się istotne wątpliwości, czy skarga konstytucyjna spełnia w jakimkolwiek przypadku wymogi skutecznego środka odwoławczego w rozumieniu konwencji. W nowym roku rząd RP w przypływie szczerości poinformował naród, że nie przewiduje ogłaszania w odpowiednich publikatorach wyroków Trybunału Konstytucyjnego, ponieważ zapadają, zdaniem części prawników, w niewłaściwym składzie i stanowią „spotkania przy kawie". Nawiasem mówiąc, jest to oczywiście totalne nieporozumienie, jeżeli chodzi o tę kawę. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że w trakcie rozpraw, niezależnie od składu, dostępna jest, przynajmniej dla stron, niestety, tylko zwykła woda. Wracając jednak do sedna, należy przypomnieć, że zgodnie z art. 190 ust. 3 orzeczenia TK wchodzą w życie z dniem ogłoszenia. Rząd RP oświadczył zatem, że zamierza w wielu przypadkach uniemożliwić wejście orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego w życie, jeżeli skład sędziowski nie będzie jego zdaniem odpowiedni.
Zgodnie z brzmieniem ustawy o TK, nadanym ostatnią nowelizacją do rozpoznawania skarg konstytucyjnych, właściwy jest skład siedmiu sędziów. Odpowiedni przepis zgodnie z wyrokiem z 9 marca 2016 r. w sprawie K 47/15 nie może jednak dotyczyć spraw w toku, które będą konsekwentnie rozpoznawane w dotychczasowym składzie. Z kolei jeżeli chodzi pozostałe sprawy, to przepis ten ma przestać obowiązywać w ciągu dziewięciu miesięcy od ogłoszenia wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 9 marca 2016 r., które być może nie nastąpi w najbliższej przyszłości. Natomiast zdaniem rządu RP skład siedmioosobowy dla skarg konstytucyjnych to jedyny właściwy i wyrok żadnego innego składu nie będzie przez egzekutywę uznawany. Gołym okiem widać, że o żadnym skutecznym środku odwoławczym w przypadku skargi konstytucyjnej w rozumieniu konwencji nie może być już mowy. Należy raczej mówić o całkowitej dysfunkcjonalności i jurydycznym chaosie. W szczególności nikt nie jest obecnie w stanie stwierdzić, czy sądy powszechne lub administracyjne będą się decydowały na wznawianie postępowań w sprawach, w których co prawda zapadł wyrok Trybunału Konstytucyjnego w wyniku skargi obywatela, ale z czysto formalnego punktu widzenia nie wszedł on w życie.