– W biurokracji panującej w Ministerstwie Sprawiedliwości – mówi „Rz” sędzia Dąbrowski i dodaje, że czasem jakby nie wiedziano, co z etatem zrobić. Zostawić czy przenieść.
– Nie jest tak źle – uważa z kolei sędzia Sławomir Różycki z MS. I podaje, że 88 proc. wniosków o obwieszczenie jest rozpoznawanych w ciągu 46 dni od dnia ich wysłania. Tylko w 12 proc. przypadków trwa to dłużej. Jeszcze dwa lata temu takie ogłoszenia drukowane były niemal automatycznie. Wygląda na to, że sytuację skomplikowało prawo, a konkretnie art. 56 ustawy o ustroju sądów powszechnych. Mówi on wprost, że minister sprawiedliwości, mając na względzie racjonalne wykorzystanie kadr sądownictwa powszechnego, potrzeby wynikające z obciążenia zadaniami, przydziela nowe stanowiska poszczególnym sądom. Gdy więc zwalnia się sędziowski etat np. w Rzeszowie, resort bada zasadność utrzymywania go w danym sądzie czy miejscowości.
– Potrzeba na to trochę czasu – przyznaje sędzia Różycki.
Skomplikowana jest też formalna droga od złożenia wniosku do publikacji. Projekt obwieszczenia trafia najpierw do biura etatyzacji sądownictwa MS (gdzie właśnie badana jest sytuacja), potem do Departamentu Legislacyjno-Prawnego, następnie do podpisu ministra i wraca do Departamentu Legislacyjno-Prawnego. Stamtąd idzie już do rządowego centrum legislacyjnego i trafia do Monitora Polskiego. Ale tu też czasem może się zdarzyć pułapka. Akty przygotowywane do druku są zbierane po kilka. Czasem to trochę trwa.
– Nie będzie nowych etatów sędziowskich – zapowiada minister Zbigniew Ćwiąkalski. – Polska i tak należy do państw, w których liczba sędziów przypadających 100 tys. mieszkańców jest najwyższa. Mamy ich dziś w kraju prawie 10 tys., a przecież szkolą się kolejne tysiące. Aplikacja sędziowska staje się powoli mało efektywna. Tylko 20 – 30 proc. aplikantów trafia potem do sądów.
– Para idzie w gwizdek – uważa minister. – A kształcenie ich przecież sporo kosztuje. Szykują się więc ograniczenia w naborze. To tylko jeden ze sposobów. Minister obiecuje lepiej zorganizować pracę kadrze, która już jest. Ma zamiar drobiazgowo badać potrzeby sądów i faktyczne wykorzystanie sędziów. Z monitoringu pracy warszawskich sądów wynika np., że w sądzie pracy jest dziś dziewięciu sędziów za dużo, a co najmniej kilku brakuje w sądach karnych. To niejedyny taki przykład.