W obronie prawa - o uniewinnieniu Czesława Kiszczaka

Uniewinnienie Czesława Kiszczaka to zwycięstwo państwa prawa. Niezawisłe sądy czasami muszą wydawać wyroki niezgodne z poczuciem sprawiedliwości i społecznymi oczekiwaniami – piszą prawnicy

Publikacja: 10.05.2011 01:28

W obronie prawa - o uniewinnieniu Czesława Kiszczaka

Foto: Reporter

Wiele lat temu opowiadał nam pewien sędzia o sprawie o kradzież. Oskarżony był już karany i opinię miał mocno zszarganą. Prokurator domagał się dla niego bezwzględnej kary pozbawienia wolności. Jak to się czasem zdarza, surowością kary chciał wywrzeć presję na sądzie. Podczas narady ławnik powiedział: „Panie sędzio, on nie jest winny, dajmy mu grzywnę. Uniewinnienie – uzasadniał ławnik – kłóci się z moim poczuciem sprawiedliwości".

Sędziowie niezawiśli

Nie tak dawno Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Czesława Kiszczaka. Wyrok, co zrozumiałe, wywołał duży oddźwięk. Nas zainteresowały dwie wypowiedzi znanych dziennikarzy, Kamila Durczoka i Piotra Zaremby, choć było wiele innych podobnych, w tej samej tonacji. Pierwsza sprowadza się ni to do pytania, ni to do twierdzenia, że państwo prawa znowu przegrało. Z drugiej wynika, że wymierzanie sprawiedliwości w Polsce uważane jest za wiedzę tajemną, a skoro tak, nie wolno do niej stosować takich reguł, jak zdrowy rozsądek, lub kierować się poczuciem sprawiedliwości.

„Poczucie sprawiedliwości" to zwrot na szczęście w prawie karnym niewystępujący

Zanim włączymy się do dyskusji na temat wyroku, zanim odniesiemy się do obu wypowiedzi, informujemy, że nie braliśmy udziału w procesie Czesława Kiszczaka na żadnym jego etapie, co nie oznacza, że nie znamy treści aktu oskarżenia i zawartości szyfrogramu, czyli podstawowego dowodu w sprawie. Nie byliśmy na sali podczas ogłoszenia wyroku, co oznacza, że ustne uzasadnienie wyroku znamy jedynie z mediów i relacji osób obecnych na sali rozpraw.

Będziemy odnosić się do spraw uniwersalnych, niezwiązanych z przebiegiem procesu Czesława Kiszczaka, i żadną miarą nie zamierzamy bronić Kiszczaka – stajemy w obronie prawa.

Lata spędzone na salach sądowych sprawiły, że na pewne oceny dotyczące wyroków i zasad sprawowania sprawiedliwości przez sądy reagujemy odruchowo. Taka reakcja jest tym bardziej uzasadniona, im większy autorytet zabiera głos w dyskusji. Obu dziennikarzy traktujemy bardzo poważnie.

Na pytanie o przegraną państwa prawa w kontekście wyroku uniewinniającego wydanego w sprawie Czesława Kiszczaka odpowiedź musi być negatywna. Państwo prawne, którym może być państwo o najwyższych standardach demokracji, nic nie przegrało. Więcej, wygrało, ponieważ uzasadnienie wyroku wykazuje, że sędziowie, którzy go wydali, byli w pełni niezawiśli, także od społecznych oczekiwań oraz od presji medialnej i politycznej. Osądzili sprawę Czesława Kiszczaka bez zbędnych emocji jako zwykłą sprawę karną, choć o niezwykle dużym ciężarze gatunkowym.

W tym miejscu drobna dygresja: wyrok uniewinniający nie może być traktowany jako wyrok oczyszczający. Uniewinniając Czesława Kiszczaka, sąd uznał, że na podstawie okoliczności ujawnionych podczas rozprawy brak jest podstaw, by przypisać winę w zakresie zarzucanego mu czynu. Prosimy sprawdzić, o co był oskarżony Kiszczak.

Przymiotnikowa sprawiedliwość

Zdrowy rozsądek jest bardzo ważny w każdym przejawie aktywności ludzkiej, w tym przy wymierzaniu sprawiedliwości, ale również przy publicznym wyrażaniu swoich ocen, szczególnie na łamach poważnych dzienników. „Zdrowy rozsądek" to pojęcie uniwersalne i zobiektywizowane, jednak nie stanowi skodyfikowanej zasady, a tym samym nie może stanowić samodzielnej podstawy orzekania. Tym bardziej nie może znosić lub prowadzić do omijania przepisów gwarancyjnych, które zabezpieczają prawa każdego oskarżonego, także Czesława Kiszczaka.

„Poczucie sprawiedliwości" to zwrot – na szczęście – w prawie karnym niewystępujący. Zwracamy uwagę, że od poczucia sprawiedliwości do takich określeń, jak społeczne poczucie sprawiedliwości czy też socjalistyczne albo narodowe poczucie sprawiedliwości, krok zaledwie. Wystarczy wzbogacić termin „poczucie sprawiedliwości" o jeden przymiotnik i można zacząć się rozglądać za mogiłami ofiar sędziów, którzy realizowali przymiotnikową sprawiedliwość.

Jako przykład można wskazać skazanego za przestępstwo gospodarcze Stanisława Wawrzeckiego – skazanego na karę śmierci, zgodnie z poczuciem socjalistycznej sprawiedliwości. Takie wyroki zapadały latami, dopóki Polska nie stała się państwem prawnym, w którym wymiar sprawiedliwości sprawują niezawisłe sądy, które czasami muszą wydawać wyroki niezgodne z poczuciem sprawiedliwości i społecznymi oczekiwaniami. Ale zgodne z prawem.

Czy wyrok zgodny z prawem, ale niezgodny z poczuciem sprawiedliwości, musi być uznany za wyrok sprzeczny ze zdrowym rozsądkiem? Nie. Natomiast doktryna prezentowana publicznie przez pewnego dyktatora o najbardziej niechlubnej przeszłości brzmiała: „Mnie nie interesuje prawo, mnie interesuje sprawiedliwość". Źle się to skończyło.

Ponieważ Piotr Zaremba odniósł się do kilku ważnych procesów rozliczeniowych, pozwalamy sobie przytoczyć słowa sędziego Jacka Weinsteina (USA), sądzącego sprawę dwóch policjantów, którzy w sposób oczywisty okazali się gangsterami: „Zapewne niektórym wyda się dziwne, że zatwardziali kryminaliści z całej sprawy wychodzą bez szwanku. Trzeba jednak zrozumieć, że w naszym społeczeństwie rządzi litera prawa, a nie żądza zemsty czy potrzeba chwili".

W 2005 roku ogromne kontrowersje wywołał wyrok Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe, który uniemożliwił ekstradycję do Hiszpanii terrorysty – centralnej postaci w europejskiej siatce al Kaidy. Komentarz do tego wyroku brzmiał: „Trudno mieć pretensje do trybunału, bo jego zadaniem jest bronić konstytucji. Nie jest rolą sędziów jej naginanie, a rządu – naciskanie na sędziów, by to robili". Zapewne wyrok ten był sprzeczny z poczuciem sprawiedliwości, ale zgodny z obowiązującym w Niemczech prawem.

Fakty mówią za siebie

Pan redaktor Piotr Zaremba pisze: „Mamy się cieszyć tym, że chowanie się za literą prawa przed duchem sprawiedliwości zyskało nowe uzasadnienie". Zgodnie z tym poglądem uzasadnienie wyroku w sprawie Czesława Kiszczaka powinno brzmieć: „Sąd stwierdził, że co prawda brak dowodów winy, ale skazał oskarżonego na podstawie zdrowego rozsądku i ducha sprawiedliwości". Czy tak, Panie Redaktorze?

Konkluzją tego sposobu myślenia jest znane stwierdzenie matki Pawlaka: „Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie" („Sami swoi", film Sylwestra Chęcińskiego).

Sprawa Czesława Kiszczaka zostanie oceniona przez sąd apelacyjny. Wyrok sądu pierwszej instancji osądzi trzech sędziów z bardzo dużym doświadczeniem. Jeśli uznają, że sąd pierwszej instancji popełnił błędy, które miały wpływ na treść wyroku, uchylą wyrok i przekażą sprawę do ponownego rozpoznania zgodnie z określonymi wytycznymi. Bo skazanie uniewinnionego przez sąd odwoławczy nie jest możliwe (za czasów PRL było inaczej!). Ale jeśli uznają, że wyrok uniewinniający jest prawidłowo uzasadniony, utrzymają go w mocy.

Proces Czesława Kiszczaka obnażył niedoskonałość polskiej procedury karnej i pokazał, jak niewydolny potrafi być nasz wymiar sprawiedliwości. W tym zakresie obaj dziennikarze mają rację. Totalna porażka. Nie było i nie ma żadnego usprawiedliwienia, by sprawa o jakiekolwiek przestępstwo, choćby najtrudniejsza w osądzeniu, była sądzona przez 19 lat. Niestety, fakty mówią same za siebie.

Akt oskarżenia w sprawie Czesława Kiszczaka i funkcjonariuszy ZOMO, którzy strzelali do górników, wpłynął do Sądu Wojewódzkiego w Katowicach w grudniu 1992 roku. Sprawa trafiła na wokandę po wielomiesięcznym oczekiwaniu. W przerwie pomiędzy rozprawami Czesław Kiszczak zachorował i gdy się okazało, że jego stan zdrowia może spowolnić postępowanie w sprawie zomowców, jego sprawa została wyłączona do odrębnego postępowania i przekazana do Warszawy.

Pierwszy z czterech wyroków, które zapadły w sądzie w Warszawie, został wydany po pięciu latach. Czesław Kiszczak został uniewinniony. Na skutek apelacji wniesionej przez prokuratora i pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego wyrok został uchylony, a sprawę przekazano do ponownego rozpoznania Sądowi Okręgowemu w Warszawie. W międzyczasie okazało się, że Czesław Kiszczak może uczestniczyć w rozprawie w rozmiarze nie większym niż dwie godziny dziennie (wcześniej były to trzy godziny dziennie).

Kolejny wyrok, tym razem skazujący, zapadł w 2004 roku. Tym razem zaskarżył go obrońca oskarżonego. Sąd odwoławczy dopatrzył się istotnych uchybień, apelację uwzględnił i sprawę przekazał sądowi okręgowemu do ponownego rozpoznania.

Kolejny wyrok sądu pierwszej instancji zapadł w 2009 roku, czyli po około pięciu latach. Sędziowie uznali, że czyn generała ministra wypełnia znamiona przestępstwa nieumyślnego i umorzyli postępowanie z uwagi na upływ terminu przedawnienia. Wyrok zaskarżyli solidarnie prokurator i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych, a sąd odwoławczy wyrok uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Tym razem proces trwał wyjątkowo krótko.

Wyrok za życia

Jakkolwiek by liczyć, tylko w samym Sądzie Okręgowym w Warszawie sprawę rozpoznawało 12 sędziów zawodowych. Ilu sądziło ją w apelacji, nie wiemy, ale jest możliwe, że już dziewięciu. Ponieważ pierwszy i ostatni wyrok uniewinniający zostały wydane z zupełnie innych powodów, należy przyjąć, że cztery komplety sędziów zawodowych całkowicie odmiennie oceniły ten sam czyn. Jak wiadomo, sąd ocenia czyn opisany w akcie oskarżenia. I choć może zmienić jego opis, nie może wyjść poza tak zwane granice oskarżenia.

Z przytoczonych przez nas faktów wynika, że w sprawie Czesława Kiszczaka akt skarżenia został przeczytany przynajmniej pięć razy, większość świadków przesłuchano cztery razy, a niektórych nawet pięć. Cztery komplety sędziów oceniały ten sam dowód z dokumentu, czyli szyfrogram, którego zawartość każdorazowo poddawano wnikliwej analizie. To nie kpina, to fakty. Zmieniały się rządy, sędziowie i prokuratorzy, nawet obrońca, a proces ciągnął się niemiłosiernie. Dla dobra wymiaru sprawiedliwości prawomocny wyrok powinien zostać wydany za życia oskarżonego.

Natomiast ocenę odpowiedzialności Czesława Kiszczaka w kategoriach moralnych i politycznych pozostawiamy historykom.

Pisał w opiniach

Piotr Zaremba

Sprawiedliwość w zakamarkach absurdu

Wiele lat temu opowiadał nam pewien sędzia o sprawie o kradzież. Oskarżony był już karany i opinię miał mocno zszarganą. Prokurator domagał się dla niego bezwzględnej kary pozbawienia wolności. Jak to się czasem zdarza, surowością kary chciał wywrzeć presję na sądzie. Podczas narady ławnik powiedział: „Panie sędzio, on nie jest winny, dajmy mu grzywnę. Uniewinnienie – uzasadniał ławnik – kłóci się z moim poczuciem sprawiedliwości".

Sędziowie niezawiśli

Pozostało 95% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów