Wiele lat temu opowiadał nam pewien sędzia o sprawie o kradzież. Oskarżony był już karany i opinię miał mocno zszarganą. Prokurator domagał się dla niego bezwzględnej kary pozbawienia wolności. Jak to się czasem zdarza, surowością kary chciał wywrzeć presję na sądzie. Podczas narady ławnik powiedział: „Panie sędzio, on nie jest winny, dajmy mu grzywnę. Uniewinnienie – uzasadniał ławnik – kłóci się z moim poczuciem sprawiedliwości".
Sędziowie niezawiśli
Nie tak dawno Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił Czesława Kiszczaka. Wyrok, co zrozumiałe, wywołał duży oddźwięk. Nas zainteresowały dwie wypowiedzi znanych dziennikarzy, Kamila Durczoka i Piotra Zaremby, choć było wiele innych podobnych, w tej samej tonacji. Pierwsza sprowadza się ni to do pytania, ni to do twierdzenia, że państwo prawa znowu przegrało. Z drugiej wynika, że wymierzanie sprawiedliwości w Polsce uważane jest za wiedzę tajemną, a skoro tak, nie wolno do niej stosować takich reguł, jak zdrowy rozsądek, lub kierować się poczuciem sprawiedliwości.
„Poczucie sprawiedliwości" to zwrot na szczęście w prawie karnym niewystępujący
Zanim włączymy się do dyskusji na temat wyroku, zanim odniesiemy się do obu wypowiedzi, informujemy, że nie braliśmy udziału w procesie Czesława Kiszczaka na żadnym jego etapie, co nie oznacza, że nie znamy treści aktu oskarżenia i zawartości szyfrogramu, czyli podstawowego dowodu w sprawie. Nie byliśmy na sali podczas ogłoszenia wyroku, co oznacza, że ustne uzasadnienie wyroku znamy jedynie z mediów i relacji osób obecnych na sali rozpraw.
Będziemy odnosić się do spraw uniwersalnych, niezwiązanych z przebiegiem procesu Czesława Kiszczaka, i żadną miarą nie zamierzamy bronić Kiszczaka – stajemy w obronie prawa.