Jako szefowi resortu przyszło panu rozdzielić funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Kilka dni później doszło do katastrofy smoleńskiej. Ma pan świadomość, że gdyby nie było rozdziału, to pan odpowiadałby za śledztwo i ocena pańskich osiągnięć byłaby dużo gorsza, bo dokonywano by jej przez pryzmat śledztwa i kłopotów z nim związanych?
Śledztwo smoleńskie jest jednym z najtrudniejszych, jakie przyszło prowadzić prokuratorom. Budzi wiele emocji. Byłyby one na pewno wielokrotnie spotęgowane, gdyby na czele Prokuratury Generalnej stał polityk. I właśnie to utwierdza mnie w przekonaniu, że decyzja o rozdziale była właściwa.
Zbliżające się wybory to dobry czas na podsumowanie. Co się udało? Z czego jest pan najbardziej zadowolony?
Minione cztery lata to sztafeta trzech ministrów sprawiedliwości. Każdy z nich pracował na to, co się udało. Najbardziej cieszy mnie szersze wykorzystanie w wymiarze sprawiedliwości nowoczesnych technologii. Myślę o e-sądzie, e-księdze wieczystej, nagrywaniu rozpraw czy rejestracji spółki z o.o. przez Internet. Bardzo cieszy mnie też, że w końcu – po raz pierwszy od dziesięciu lat – udało się zlikwidować przeludnienie w zakładach karnych, a na popularności zyskuje system dozoru elektronicznego, czyli tzw. elektroniczne obroże.
Najczęściej słyszeliśmy jednak o e-sądzie.
To naprawdę duży sukces, choć – jak pokazuje jego doświadczenie – nawet najlepsze narzędzie staje się ofiarą własnego sukcesu. Do tej pory do e-sądu trafiło 1 mln 865 tys. spraw, a załatwiono 1,5 mln z nich. I choć cieszy rosnące zaufanie do tego sądu, to mamy świadomość, że nie możemy zostawić go bez wzmocnienia kadrowego. Do końca roku e-sąd dostanie w sumie około 40 etatów: sędziowskich, referendarskich, urzędniczych i asystenckich.