Wymiar sprawiedliwości przy rozliczaniu funkcjonariuszy Peerelu mocno szwankuje, czy jednak rzucanie tortem z bitą śmietaną uwrażliwi sądownictwo na ten problem?
Demonstracje w sądzie
W Polsce sprzeciw wobec władzy, także sędziowskiej, demonstruje się na wiele sposobów. Tysiące osób protestowało gdy Sąd Najwyższy zatwierdzał pierwszy wybór Aleksandra Kwaśniewskiego na prezydenta, dziesiątki protestowały gdy sąd oddalał pozew ks. Zdzisława Peszkowskiego w obronie dobrego imienia papieża Jana Pawła II. Były protesty przy ogłaszaniu wyroków uniewinniających milicjantów oskarżonych o zamordowanie Grzegorza Przemyka czy strzelających do górników "Wujka".
To w tym procesie ukarano przed rokiem Adama Słomkę, kiedyś bardziej znanego działacza, na dwa tygodnie aresztu, za utrudnianie ogłoszenia wyroku na Kiszczaka. Kara jak widać nie była skuteczna, gdyż w środę, gdy sędzia ogłosiła, że przesłuchanie biegłych psychiatrów, którzy uznali, że zdrowie Kiszczaka nie pozwala na dalsze sądzenie go, odbędzie się, jak mówi kodeks, przy drzwiach zamkniętych, mężczyzna z grupy Słomki (ponoć internowany w stanie wojennym działacz „Solidarności") rzucił tortem w wychodzącą z sali sędzię.
Rzeczniczka SO powiedziała, że zabezpieczono nagranie incydentu i będzie on wyjaśniany.
Siła emocji
Publiczność sądowa jest mniej więcej taka jak społeczeństwo, tylko bardziej poddenerwowana, przychodzi tam przecież z jakichś powodów, czasem osobistych innym razem obywatelskich czy politycznych. Za zamkniętymi drzwiami, w sprawach rodzinnych, rozwodowych też pewnie nie brakuje emocji. Sędziowie o tym wiedzą i chociaż dysponują narzędziami dyscyplinującymi (za naruszenie powagi lub ubliżenie sądowi mogą ukarać grzywną do 10 tys. zł lub aresztem do 14 dni), sięgają po środki porządkowe ostrożnie. Dobrze wiedzą, że rozprawa to także teatr, raz dramatyczny innym razem komedia. Czy zatem rzucający tortem dopuścił się jakiegoś świętokradztwa?