Nasze zaufanie do wymiaru sprawiedliwości spada na łeb na szyję. Według raportu European Trusted Brands przeprowadzonego przez Reader's Digest zaufanie do sędziów spadło w ciągu ostatnich dwóch lat aż o 21 proc.
W 2011 r. osoby w togach z fioletowymi wypustkami darzyło zaufaniem 52 proc. dorosłych Polaków, rok później już tylko 38 proc., a w 2013 roku jedynie 31 proc. Według raportu TNS Polska co piąty Polak „zdecydowanie nie ufa" naszemu wymiarowi sprawiedliwości, a 33 proc. pytanych „raczej nie ufa". Podobne wyniki dało badanie CBOS.
To ci kelnerzy, ci dziennikarze
Liczby te powinny już dawno uruchomić czerwony guzik alarmowy. Sprawny, niezależny wymiar sprawiedliwości jest przecież zwieńczeniem każdego demokratycznego systemu. Bez niego nie ma co marzyć o praworządności w państwie.
Spadek zaufania do wymiaru sprawiedliwości jest szokujący. Ale szok większy wywołują wypowiedzi prawników, które ten spadek wiarygodności sądów i prokuratur usiłują wytłumaczyć.
I tak dla sędziów zrzeszonych w stowarzyszeniu Iustitia jest jasne, że niski poziom zaufania do sądów i prokuratur wynika głównie z negatywnego obrazu tych instytucji w mediach. Tak więc to nie my, biedne, Bogu ducha winne, zahukane istoty w togach, tylko ci kelnerzy, ci dziennikarze, co to nie potrafią odróżnić aktu oskarżenia od powództwa, mieszają bez przerwy w kotle Temidy. Inne tłumaczenia są jeszcze bardziej zaskakujące. „Jeżeli w sprawach cywilnych co druga osoba przegrywa, to przynajmniej połowa z nich musi być niezadowolona" – tłumaczy były minister sprawiedliwości. Jeden z sędziów rozwinął tę myśl i ujął problem nieco bardziej filozoficznie: „W sprawach cywilnych zawsze ktoś przegrywa, a jeśli powództwo jest oddalone, wtedy niezadowolone są obie strony. W sprawach karnych zazwyczaj niezadowolony jest oskarżony i jego rodzina, a często również pokrzywdzeni". Innymi słowy, podążając za tokiem rozumowania pana sędziego, z sądu tak naprawdę nikt nie ma prawa wyjść zadowolony.