Królikowski: Krótka historia reformy sądów powszechnych

Zwolennik likwidacji małych sądów próbował zarazić swoim pomysłem kolejnych ministrów sprawiedliwości, aż wreszcie trafił na pozytywną szajbę Gowina – pisze sędzia Mariusz Królikowski.

Publikacja: 17.12.2014 02:00

Mariusz Królikowski

Mariusz Królikowski

Foto: materiały prasowe

Dobiega końca epopeja likwidacji małych sądów w tzw. reformie Gowina. Na mocy uchwalonej w marcu ustawy minister sprawiedliwości ma obowiązek przywrócić co najmniej 41 sądów zlikwidowanych 1 stycznia 2013 r.

Warto przypomnieć, że całe zamieszanie było efektem pomysłu pewnego warszawskiego sędziego delegowanego do Ministerstwa Sprawiedliwości (szczęśliwie wrócił już do orzekania), który za rządów ministra Ziobry uznał, iż należy zmniejszyć różnice między sądami największymi i najmniejszymi, najlepiej poprzez likwidację tych drugich.

Przez kilka lat pomysłodawca bezskutecznie próbował zainteresować swoją koncepcją kolejnych ministrów. Wreszcie funkcję ministra sprawiedliwości objął polityk obdarzony „pozytywną szajbą" (cytat z premiera Tuska), który uznał, iż na pomyśle likwidacji sądów może budować osobistą popularność.

Oglądał „Orły Temidy"

Jarosław Gowin, bo to o nim mowa, polecił rozpocząć intensywne prace nad wdrożeniem reformy. Jednocześnie rozpoczął akcję propagandową, mającą uzasadnić zmiany. Podstawowym celem zniesienia małych sądów miała być likwidacja lokalnych sitw i układów, które ulokować się miały właśnie w najmniejszych jednostkach, liczących do dziewięciu etatów sędziowskich. Oczywiście nie padł żaden konkretny przykład. Według Gowina dobroczynnym efektem likwidacji miało być też przyspieszenie  postępowań sądowych – a jakże – o jedną trzecią, poprawienie organizacji pracy w ramach efektu synergii, oszczędności na likwidacji stanowisk prezesów i zabraniu im służbowych limuzyn.

Pewny swej nieomylności minister kompletnie nie brał pod uwagę głosów krytyki środowisk lokalnych, a także sędziów, wskazujących na iluzoryczność korzyści i realność zagrożeń. Nawet zorganizowana na ulicach Warszawy demonstracja w obronie małych sądów nie skłoniła go do zmiany zdania. Każda krytyka była uznawana za przejaw rozpaczliwej obrony ze strony sitwy i jedynie utwierdzała ministra w przekonaniu o słuszności własnych działań. Ignorowano przy tym całkowicie względy geograficzne, komunikacyjne i społeczne. Nie wzięto nawet pod uwagę tej oczywistej prawdy, że problemy organizacyjne sprawiają zwykle sądy największe, położone w metropoliach, a nie najmniejsze, działające zazwyczaj sprawnie. W sumie nawet trudno mieć o to pretensje do człowieka, który – jak sam przyznał w jednym z wywiadów – swoją wiedzę o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości czerpał z filmów fabularnych.

Reforma ? rebour

Po kilkukrotnej zmianie kryteriów (początkowo miało zniknąć 130 sądów, ostatecznie stanęło na 79) minister Gowin dopiął swego i małe sądy zostały zlikwidowane. Szybko się okazało, że ignorowane zastrzeżenia są słuszne. Nie nastąpił spodziewany efekt synergii, gdyż nie mógł nastąpić przy indywidualnym, a nie zespołowym systemie pracy sędziów i po połączeniu jednostek odległych od siebie o kilkadziesiąt kilometrów. Nie udało się zwiększyć efektywności o jedną trzecią wręcz przeciwnie – wystąpił wyraźny regres i spadek wydajności pracy w połączonych jednostkach, co wyraźnie widać w analizie statystyk za lata 2012–2013.

Nie nastąpiły też żadne istotne oszczędności, ponieważ (co było z góry wiadome) byli prezesi zlikwidowanych sądów pozostawali na stanowiskach wiceprezesów lub przewodniczących wydziałów zamiejscowych, a niewielkie oszczędności, wynikające z obniżenia dodatków funkcyjnych zostały zniwelowane poprzez konieczność zatrudnienia dodatkowych dyrektorów sądów oraz koszty przewozu dokumentów między połączonymi jednostkami. Nie udało się nawet zaoszczędzić nic na prezesowskich limuzynach, bo takowe po prostu nie istniały, z czego minister Gowin najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy. O sitwach istniejących jedynie w wyobraźni ministra nie warto nawet wspominać.

Wystąpiło natomiast sporo efektów negatywnych. Przez pierwszy miesiąc zlikwidowane sądy praktycznie stały, bo zamieszanie organizacyjne nie pozwalało na normalne funkcjonowanie. Potem było już tylko gorzej. Większość przeniesionych do nowych jednostek złożyło odwołania od decyzji o przeniesieniu do SN. Wkrótce pojawiła się wątpliwość, czy przeniesienia w ogóle były skuteczne, zwłaszcza że nie zostały podpisane osobiście przez ministra, tylko przez podsekretarzy stanu. Skutkowało to zadaniem „pytania prawnego roku" dotyczącego konstytucyjności takiego działania.

Po  lipcowej uchwale SN pojawiła się zasadnicza wątpliwość, czy sędziowie przeniesieni nieprawidłowo przez podsekretarzy stanu są uprawnieni do orzekania w nowych jednostkach. Masowo powstrzymywali się od orzekania, wskutek czego praca 51 jednostek zamiejscowych została z mniejszym lub większym stopniu sparaliżowana.

Warto zauważyć, że nikt z autorów całego zamieszania nie poniósł za nie żadnej odpowiedzialności politycznej. Co prawda Jarosław Gowin  i Michał Królikowski zostali odwołani ze swoich stanowisk, ale z zupełnie innych powodów. Pozostali wykonawcy tego wysoce wątpliwego projektu – z podsekretarzem stanu Wojciechem Hajdukiem na czele – wciąż piastują swoje funkcje i z równym zapałem jak przy niedawnej likwidacji – teraz przywracają sądy.

Reaktywacja nie tylko w matriksie

Obecnie istnieje możliwość naprawienia błędów Gowina. Zmiany ustawy o ustroju sądów powszechnych ustalających jasne kryteria ustawowe tworzenia sądów umożliwiają – a części wręcz nakazują – ich reaktywację. W przedstawionych projektach rozporządzeń, które mają wejść w życie od początku 2015 r., proponuje się reaktywację jedynie tych 41 sądów, których powstanie jest obligatoryjne. W dodatku minister sprawiedliwości zapowiedział reaktywowanie kolejnej grupy sądów, aż do osiągnięcia liczby 75, a ostatnio sprecyzował, że ma się to stać od połowy 2015 r.

Takie zapowiedzi niewątpliwie zasługują na pochwałę. Najwyższy czas wycofać się z błędnych decyzji poprzednika i zapewnić normalne funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w mniejszych ośrodkach. Z satysfakcją stwierdzamy, że lista sądów przewidzianych do przywrócenia niemal dokładnie pokrywa się z wnioskami zawartymi w opinii sporządzonej przez Iustitię.

Panie Ministrze, ma Pan czystą kartę. Nie obciążają Pana błędy poprzedników. Środowisko sędziowskie, ale i obywatele z mniejszych ośrodków zainteresowani skuteczną ochroną swoich praw, bardzo liczą, że nie zawaha się Pan przywrócić małych sądów z korzyścią dla wszystkich.

Autor jest wiceprezesem Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia

Dobiega końca epopeja likwidacji małych sądów w tzw. reformie Gowina. Na mocy uchwalonej w marcu ustawy minister sprawiedliwości ma obowiązek przywrócić co najmniej 41 sądów zlikwidowanych 1 stycznia 2013 r.

Warto przypomnieć, że całe zamieszanie było efektem pomysłu pewnego warszawskiego sędziego delegowanego do Ministerstwa Sprawiedliwości (szczęśliwie wrócił już do orzekania), który za rządów ministra Ziobry uznał, iż należy zmniejszyć różnice między sądami największymi i najmniejszymi, najlepiej poprzez likwidację tych drugich.

Pozostało 91% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów