- Głównym orędownikiem ustawy był senator sprawozdawca Piotr Zientarski (PO). W swoim wystąpieniu przedstawił się jako twardy zwolennik zwiększenia nadzoru administracyjnego nad sądami oraz ograniczenia sędziowskiej samorządności - podkreśliło Stowarzyszenie.
Specyficznie definiował niezawisłość sądów: „Nie może to być niezależność od terminów, od sprawności i, ująłbym to szerzej, od odpowiedzialności za wymiar sprawiedliwości jako całości, za którą to całość odpowiedzialność ponosi minister sprawiedliwości, który musi posiadać instrumenty nadzoru, między innymi, o czym mówi to przedłożenie, możliwość wglądu do akt w sytuacjach postępowań dyscyplinarnych" – mówił senator.
W ocenie Stowarzyszenia, niekiedy można było odnieść wrażenie, że senator Zientarski omawiał jakiś inny projekt, ponieważ mówił o rzeczach z projektem niezwiązanych, np. ogólnych kwestiach dotyczących poprawy funkcjonowania sądów. Wiele krytykowanych rozwiązań skwitował krótko: „Jest tu wiele szczegółów, myślę, że nie ma potrzeby ich omawiać". W swoim wystąpieniu dostrzegł stanowisko „Iustitii", które obrazowo nazwał „rozdzieraniem szat". Szkoda, że nie próbował go zrozumieć.
Co ciekawe uznał, że przeciwko omawianemu projektowi protestuje jedynie część sędziów sądów niższego szczebla, skupionych wokół „Iustitii", natomiast nie dotyczy to sędziów wyższych szczebli. Szkoda, że pan senator nie zapoznał się z krytycznym wobec projektu stanowiskiem Krajowej Rady Sądownictwa (której notabene jest członkiem), jak też z negatywną opinią przedstawianą przez I Prezes Sądu Najwyższego i uchwałami organów samorządu sędziowskiego wszystkich szczebli, przez co wprowadził słuchaczy w błąd odnośnie rzeczywistego poglądu środowiska co do ministerialnych pomysłów.
Senator bronił także odebrania sędziom rejonowym „kilometrówki". Odwoływał się tutaj do swoich osobistych doświadczeń jako członka Krajowej Rady Sądownictwa: „Ministerstwo przyjęło jasne, w moim przekonaniu, kryteria: jeśli jesteś po raz pierwszy mianowany do danego sądu rejonowego, bądź do sądu okręgowego, to wiesz o tym, godzisz się z góry na to, że będziesz dojeżdżał. Mało tego. Jako członkowie Krajowej Rady Sądownictwa bardzo często robimy przesłuchania, organizujemy przesłuchania i pytamy: a co z problemem dojazdu? No nie ma problemu, będę dojeżdżał, żeby tylko zostać tym sędzią. Ale jak już ktoś nim zostanie, to oczywiście chce". O fantazję ocierało się jego stwierdzenie, że: „Ten, kto, jak powiedziałem, pierwszy raz zostaje sędzią sądu rejonowego bądź okręgowego i godzi się z góry na taką sytuację, to po prostu wie, na co się godzi". W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie, zwrot kosztów był dla wielu sędziów istotnym argumentem, gdy decydowali się objąć funkcję w innym mieście i nikt z nich nie godził się na odebranie tego uprawnienia.