Urodzony w 1904 r., jeden z naszych najwybitniejszych twórców, przez większość życia związany był z Krakowem. Tam studiował, zakładał nowatorską formację Grupę Krakowską (1933), wrócił po wyzwoleniu i przez 20 lat (do 1974) nauczał na ASP. Wojna zastała malarza we Lwowie. Osadzony przez hitlerowców w getcie, w 1943 r. skazany był na śmierć, jak inni Żydzi. Ocalał z masakry, przysypany stosem ciał. Z fałszywymi papierami uciekł na Węgry.
W 1964 r. Stern odwiedził Lwów i Lisi Jar – wąwóz, gdzie miał umrzeć. Od tej pory jego twórczość przeszła wstrząsającą metamorfozę: tworzywem jego obrazów stały się zwierzęce kości. Ale te bliskie surrealizmowi prace wcale nie wydają się makabryczne. Ich przejmujące przesłanie stłumione zostało niezwykle wyrafinowaną, estetyczną formą. Bo, przywołując koszmar Holokaustu, autor chciał zamanifestować wiarę w człowieka, w wartości.
I jeszcze coś: ten zdeklarowany lewak, osadzony w 1937 roku Berezie Kartuskiej za przekonania, przedwojenny działacz KPP, w czasach PRL nie poddał się rygorom socrealizmu; nie wystawiał przed odwilżą. W sztuce nie uznawał indoktrynacji ani zewnętrznych przymusów. Uważał, że „polityka to nie jest artystyczny temat”.
Wystawa nosi tytuł „Powrót do Lwowa. Pejzaż milczenia”. Zaprezentowano na niej ponad 70 prac od lat 50. do 80. Ekspozycja upamiętnia 20. rocznicę śmierci Sterna.