Krzysztofa Wodiczkę (rocznik 1943) i Krzysztofa Zarębskiego (urodzony w 1939 r.) łączą podobieństwa życiowych scenariuszy. Zrobili dyplomy w tym samym przełomowym roku "młodzieżowej rewolty", która zapoczątkowała u nas kruszenie się socsystemu. Obaj wyemigrowali za ocean i zamieszkali w metropolii nad rzeką Hudson; obydwaj z dorobkiem, cenieni u nas i na świecie.
Ale dalej – same różnice. Poważny Wodiczko i krotochwilny Zarębski. Pierwszy zaangażowany w problemy ludzi pokiereszowanych przez los, drugi wpatrzony w pępek własny i partnerki uosabiającej wszystkie kobiety świata. Społecznik i erotoman dowcipniś.
W PRL wiele artystycznych akcji miało polityczne podteksty. A przynajmniej podkreślało absurd, w jakim żyliśmy. Ślady tamtych czasów odnajdujemy w sztuce Zarębskiego i Wodiczki, choć to tropy zakamuflowane i pokrętne.
[srodtytul]Słabnący Eros[/srodtytul]
Zarębski rozprawiał się z hipokryzją seksualną. Dziś 70-latek, nadal drwi ze świętoszkowatości oraz… własnej chutliwości. Wystawę w galerii Art NEW media zatytułował "Erotematy słabnącego Erosa". Przypomniał obrazy sprzed 40 lat, zdjęcia z wczesnych performance'ów, archiwalne filmy. Patrzyłam z rozczuleniem: jakie subtelne!