„Rz": Dlaczego Islandia, a nie na przykład wschód, który bardzo cię ciągnie?
Rafał Milach:
Podróż na Islandię była marzeniem naszej menedżerki, ja bym nigdy nie pomyślał o tym kraju w kontekście fotograficznym. I z tego powodu, że nigdy mnie tam nie ciągnęło, Islandia okazała się wyzwaniem, także zawodowym bo trudno jest robić zdjęcia w takim ładnym miejscu. Kolektyw Sputnik Photos żyje od grantu do grantu, na Islandię dostaliśmy grant, więc postanowiliśmy go zrealizować
Czytając notatki towarzyszącego ci pisarza, Huldara Breiðfjörða, miałam wrażenie, że postawiłeś przed sobą cel by zrobić zdjęcia niczego. To możliwe?
Tematem, jaki sobie obraliśmy za cel, była droga. Przez Islandię biegnie jedna droga, która okrąża wyspę i, jak się dowiedziałem, jest głównym celem wycieczek backpackersów. Więc okazało się, że mój oryginalny pomysł wcale taki oryginalny nie jest. Ale chciałem, by mój projekt był elementem łączącym projekty Adama, Michała, Agnieszki i Janka (Kolektyw Sputnik Photos – przy.red.). Postanowiłem spróbować zrobić zdjęcia temu nic. Trudno jest zrobić zdjęcie niczego , bo zazwyczaj na zdjęciach coś jest, jakiś akcent, detal. Nawet na pustyni zawsze jest jakieś drzewo, kamień i to już nie jest nic. To moje nic to właściwie stan świadomości. Nie zatrzymuje się na detalach tylko na obrazie w całości. Kilka razy podczas podróży po Islandii próbowałem uchwycić to nic. Ale pokutowało moje reporterskie podejście, które mówi, że na zdjęciu zawsze musi coś się dziać, by było ono wartościowe. A na Islandii miałem z tym problem, bo tam nic nie rozprasza, krajobraz nie jest przeładowany szczegółami. I choć wydawało się, że z tego powodu uchwycenie tego nic będzie łatwiejsze, to jednak tak nie jest. Nic to stan świadomości i tam tego stanu nie osiągnąłem, to zawsze samo musi przyjść.