Spektakularnego znaleziska funkcjonariusze berlińskiej policji kryminalnej dokonali w środę. Podczas szeroko zakrojonych rewizji przeprowadzanych w całych Niemczech, w magazynie w Bad Duerkheim (Nadrenia-Palatynat) odkryli ważące tony, monumentalne rzeźby, wśród nich stojące niegdyś przez kancelarią Hitlera „Kroczące konie" z brązu dłuta Josefa Thoraka, rzeźby Fritza Klimscha i wielką (5 x 10 metrów) płaskorzeźbę dzieła Arno Brekera. Wszyscy ci trzej artyści byli pupilkami Hitlera.
Inaczej niż w przypadku sztuki zrabowanej przez nazistów, tym razem chodzi o dzieła albo zlecone przez nazistów, albo nadużywane przez nich do propagandowych celów. Co stanie się z rzeźbami znalezionymi w środę, jeszcze nie wiadomo. Najpierw pozostaną pod pieczą policji, potem staną się przypuszczalnie własnością federalną, o ile prawa do nich nie będą się domagali spadkobiercy dawnych właścicieli lub artystów.
Dzieła sztuki odkryte w Bad Duerkheim przeznaczone były prawdopodobnie do sprzedaży. Oczywiście nielegalnej, bo też nazistowska sztuka z reguły nie jest obiektem handlu na oficjalnym rynku, wyjaśnia w rozmowie z Deutsche Welle Christian Fuhrmeister, historyk sztuki z Centralnego Instytutu Historii Sztuki w Monachium.
– Na dzieła stworzone dla nazistowskich Niemiec do celów reprezentacyjnych lub na monachijską „Wielką Niemiecką Wystawę Sztuki" z 1937 roku, jest popyt – mówi Fuhrmeister. Szerokiej publiczności dzieła preferowane przez Hitlera czy kupione przez funkcjonariuszy NSDAP nie są dostępne. – Istnieją jednak prywatni kolekcjonerzy sztuki w Niemczech, w USA, także Rosji, którzy są zafascynowani tą sztuką. Do obiektów będących w ich posiadaniu, nie sposób dotrzeć – przyznaje ekspert.
Odnalezienie przez historyków sztuki zaginionych dzieł nazistowskich artystów jest prawie niemożliwe. – Ich poszukiwanie jest równoznaczne z klasyczną pracą detektywa – podsumowuje Christian Fuhrmeister.