Już caryca Katarzyna II wiedziała, że najtańszym sposobem podbijania obcych państw są pieniądze i zaciąganie przez polityków długów wdzięczności. Bez angażowania wojska i rozlewu krwi można zająć kraj, nie brudząc swoich białych rękawiczek. Dzięki opłacanym politykom można było zapewnić sobie głosowanie nad ustawami w pożądany sposób, zrywanie sejmów i warcholstwo przekształcające najwyższy organ w państwie w prawdziwy cyrk. Ktoś biega z gaśnicą, ktoś inny twierdzi, że „nic nie pamięta”, lub omawia strategię „,nicniepamiętania”, jeszcze inny pamięta wszystko, nawet to, czego nie było.
Od śmierci carycy Katarzyny upłynęło ponad dwieście lat, a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wciąż nie odrobiliśmy lekcji historii. Nie zdaliśmy egzaminu politycznej dojrzałości – kazus Białorusi niczego nas nie nauczył. Coraz częściej mam wrażenie, że w naszym parlamencie część polityków mówi językiem Putina i bynajmniej nie są „pożytecznymi idiotami”, jak twierdzą niektórzy, ale osobami, które doskonale wiedzą, co robią. Za wschodnią granicą mamy wojnę, a część parlamentarzystów głosi, że największym zagrożeniem dla Polski jest nie Rosja, ale państwa członkowskie NATO. Ich długą listę otwierają Niemcy. Dowodów na to nie trzeba szukać daleko, już od lat instalują w naszym kraju swoje przyczółki w postaci Lidla i Rossmanna, celem opanowania Polski. Kręgi związane z Radiem Maryja zaczęły nawet nazywać tę drugą, jakże niebezpieczną sieć „esesmanem”.
Czytaj więcej:
Jeszcze inni przed głosowaniem w parlamencie przekonują, że powietrze z wiatraków zabija, więc należałoby je zlikwidować, ewentualnie wprowadzić taki próg odległości, by nikt nie mógł ich postawić. A wtedy będziemy mogli kupować bezpieczną cichą energię od Rosji, finansując jej wojnę na Ukrainie, a kiedyś być może wojnę przeciw Polsce.
Nieodrobioną lekcją przezorności jest przypadek sędziego Tomasza Szmydta, który nigdy nie ukrywał swoich prorosyjskich fascynacji, mając jednocześnie dostęp do tajemnic państwowych. Nieraz zadaję sobie pytanie, jak to możliwe, że nikomu z jego otoczenia nie zapaliła się czerwona lampka. Bez wątpienia zabrakło doświadczenia i szkoleń z rozpoznawania przez funkcjonariuszy publicznych zagrożeń ze strony działania obcych służb.