Jarosław Gwizdak: Jakimi sędziami nie mamy być?

Mam nadzieję, że po konkursie i wyborze dyrektora szkoły absolwenci będą już wiedzieć, jakimi sędziami warto i należy zostać.

Publikacja: 20.03.2024 02:00

Jarosław Gwizdak: Jakimi sędziami nie mamy być?

Foto: Adobe Stock

Miałem ostatnio przyjemność słuchać i nieprzyjemność (bo nie było to łatwe) oceniać kandydatów w konkursie na stanowisko dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury.

Posiedzenia zespołu były finałem procesu trwającego od pewnego czasu. Zaczął się dymisją poprzedniego dyrektora szkoły. W lutym minister sprawiedliwości ogłosił konkurs i powołał skład zespołu, który miał ocenić kandydatów.

Czytaj więcej

Jarosław Gwizdak: Skok po sędziowską nominację. Kto na spalonym

Zdałem sobie sprawę, że poza sądownictwem jestem już od prawie pięciu lat i w nieco inny sposób się mu przyglądam. Nie uważam na przykład, że dyrektorem szkoły kształcącej sędziów i prokuratorów ma być wyłącznie sędzia lub prokurator. Wiedzę o szkole i o systemie kształcenia sędziów i prokuratorów mają przecież także przedstawiciele innych zawodów prawniczych.

Oczywiście ustawa wymaga, aby szkołą kierował przedstawiciel jednego z wymienionych zawodów (dotychczas zawsze był to sędzia) lub doktor habilitowany prawa. Uważam, że ten katalog jest za wąski, ale na zmianę ustawy na razie nie ma szans. To tylko mój postulat de lege ferenda, chyba nie najważniejszy.

Życiorys, list motywacyjny, koncepcja

Komisji znakomicie przewodniczył profesor Mirosław Wyrzykowski. Zapewniał poczucie komfortu całej sytuacji zarówno członkom komisji, jak i – co zdecydowanie najważniejsze – kandydatom. Wysłuchanie każdego z nich trwało równo po 75 minut. Muszę przyznać, że punktualność i dyscyplina obrad była dla mnie czymś zupełnie niespotykanym, było „jak nie w Polsce”.

Każdy kandydat zaczynał od autoprezentacji połączonej z hasłowym omówieniem koncepcji rozwoju szkoły. Przeznaczony był na to kwadrans. Już na początku widać było różne strategie, różne wizje i sposoby ich komunikowania. Byli kandydaci z gotowymi prezentacjami swojej misji na slajdach, byli ze zbiorem notatek i którzy nie potrzebowali zupełnie niczego. Mówili z pamięci.

Nie jestem ani czynnym, ani korzystającym z przywileju stanu spoczynku sędzią ani prokuratorem. Nie jestem członkiem rady programowej szkoły. Mam swoje pomysły i koncepcje, jak kształcić sędziów. Dlatego czasami nieco inaczej spoglądałem na kandydatów, a czasem ze zdumieniem wysłuchiwałem, jak moje przemyślenia dokładnie wyraża ktoś inny. Czasem był to sędzia, czasem prokurator.

Po prezentacji kandydatów następowała runda pytań od członków komisji. Każdy z nas zadawał jedno pytanie, rundę zamykał przewodniczący. W kilku przypadkach w ciągu 75 minut udało nam się zadać pytania dwukrotnie.

Dziesięcioro (niezbyt) gniewnych ludzi

Komisja przechodziła etapy formowania, aby pod koniec stać się zgranym kolektywem. Po przesłuchaniu ostatniego kandydata mimo zmęczenia żałowaliśmy, że nasza aktywność się skończyła. Podczas prac zespołu zdałem sobie sprawę z istnienia kilku interesujących zjawisk, których przez te trzy pracy dni doświadczyłem.

- Po pierwsze:

bardzo tęskniłem za dyskusją takiej jakości. Za rozmową, argumentacją, za podejmowaniem decyzji w poszerzonym składzie. Kolegialne obrady nie pozostawiają rozstrzygnięcia jednej osobie, pozwalają wyrażać wątpliwości, dają przestrzeń polemikom.

- Po drugie:

odniosłem wrażenie, że inaczej do konkursu podchodzą sędziowie, a inaczej przedstawiciele innych zawodów. Sędziom czasem trudniej się zaprezentować, ale i tak od formuły „mówią za mnie moje orzeczenia” minęła epoka. I bardzo dobrze.

- Po trzecie

: dla mnie nie konkurs był najważniejszy. Najważniejsze było pytanie, które wciąż sobie zadawaliśmy my i większość kandydatów. Pytanie, które wybrzmiewało też podczas moich rozmów z aplikantami i absolwentami szkoły.

Aplikanci i absolwenci, relacjonując przebieg praktyk, czasem mówili, że obserwując patronów, uczą się, „jakimi sędziami nie mają być”. Mam nadzieję, że po konkursie i dokonanym wyborze dyrektora będą już wiedzieć, jakimi sędziami warto i należy być. Że osoba przez nas wybrana da tego gwarancję.

Internowany i wywożony

I wreszcie, udział w obradach komisji był też dla mnie okazją do osobistego poznania jednej z polskich prawniczych legend. Jedyny prokurator, który w czasie stanu wojennego był internowany, opowiadał mi w jednej z przerw: „Kiedy skuty kajdankami siedziałem w suce i ruszyliśmy donikąd, ktoś ze współosadzonych powiedział, że nas rozwalą. Ja też byłem prawie pewny, że tak się stanie”.

Prokuratora ani jego kolegów wtedy oczywiście nie rozstrzelano. W ośrodku internowania spędził ponad rok. Historia życia prokuratora Stefana Śnieżki jest materiałem nie tylko na film, ale na cały serial. Na pewno będę do niej wracał.

Wypiliśmy wiele kaw i herbat, choć najszybciej w przerwach znikały owoce. Wysłuchaliśmy dziesięciu znakomitych kandydatów. Spędziliśmy w budynkach ministerstwa trzy dni, właściwie od rana do wieczora. Było warto.

Zwycięzca konkursu uzyskał wielki kredyt zaufania, ale spoczywa na nim równie wielka odpowiedzialność. Ma wnieść nową energię do szkoły. Ma sprawić, że aplikanci będą wiedzieli przede wszystkim, jakimi sędziami (lub prokuratorami) mają być.

Autor jest adwokatem, członkiem zarządu Fundacji INPRiS, obywatelskim Sędzią Roku 2015

Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Granice wolności słowa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Nic się nie stało
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Policjant zawinił, bandziora powiesili
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Młodszy asystent, czyli kto?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzecz o prawie
Jakub Sewerynik: Wybory polityczne i religijne